Dzisiaj zaczyna się nasza przygoda z afrykańskim safari. O tym, jak zorganizować sobie taką wyprawę możecie przeczytać tutaj. Pierwszego dnia odwiedzamy Park Narodowy Tarangire. Podróż z Arushy zajmuje około 3h. Po drodze takie widoki:
W jeepie podróżujemy z młodą Japonką i dwójką chłopaków z Niemiec. Do bram Parku jedzie też z nami kucharz, który będzie pichcił posiłki dla naszej ekipy podczas trzydniowego safari. Nie do końca wiem czego się spodziewać po dzisiejszym dniu. W głowie gdzieś się tam przewijają obrazy z filmów przyrodniczych z głosem Krystyny Czubówny w tle. W czerwcu tego roku byliśmy na Alasce. W Parku Denali pokonaliśmy kilkaset kilometrów busem wypatrując dzikich zwierząt. Każda chwila kiedy ktoś spostrzegł na drodze karibu, susła czy niedźwiedzia grizzly była wyjątkowa, ale też zdarzały się długie momenty, kiedy człowiek podziwiał jedynie ośnieżone szczyty i florę tundry. Jak będzie w Tanzanii? Wydawało mi się, że obcowanie z afrykańską zwierzyną będzie wyglądało podobnie: że zamieniliśmy tylko busa na jeepa.
Po wjeździe na teren parku doznaję jednak szoku. Zwierzęta są dosłownie wszędzie: antylopy, zebry, żyrafy, słonie, bawoły. Coś niesamowitego. Oglądam to wszystko z rozdziawioną buzią. Jakbym się znalazła na planie filmu kręconego dla National Geographic. Fantastyczne.
Jeepa, którym podróżujemy wolno opuścić tylko w oznaczonych miejscach. Są to punkty przeznaczone do skonsumowania lanczu (stoliki, ławki i toaleta). Przez pozostały czas trwania wycieczki zostajemy w samochodzie. Podróż z Arushy trwała kilka godzin, więc pierwszy przystanek na konsumpcję ma miejsce dość szybko. Po wciągnięciu kanapek Reuben, nasz przewodnik i kierowca, konspiracyjnym szeptem mówi: Chodźcie, chodźcie, coś wam pokażę. Przeszliśmy kilkanaście metrów i patrzymy w kierunku, który Reuben pokazuje palcem. Wygląda na to, że nie tylko my jedliśmy lancz w tym miejscu. To co widać na poniższym zdjęciu jest pozostałością uczty lamparta (zwanego też leopardem lub panterą). Samego lamparta niestety nie udało nam się zobaczyć, ale już sam fakt, że był tak blisko robi spore wrażenie :)
Na terenie Parku można także podziwiać wielkie baobaby afrykańskie. Niektóre wydają się być lekko zdziwione ;)
Słonie występują na terenie Tarangire dość licznie, co też mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Udało mi się zaobserwować całą rodzinkę z małymi słoniątkami, które bardzo dzielnie maszerowały dotrzymując kroku swoim rodzicom.
Żyrafy kroczą bardzo dostojnie, kiwając głowami w przód i tył. Wydają się być pokojowo nastawionymi ssakami, ale polecam Wam obejrzeć jak wyglądają walki samców i jak potrafią się tymi swoimi długimi szyjami okładać :)
Z cyklu: pokoloruj obrazek :) Zebry przemieszczają się stadami i również są popularnym widokiem w Tarangire.
Żyją tutaj także strusie. Skubane, biegają szybko :)
A oto Dikdik – najmniejszy ssak z rodziny antylop. Waga dorosłych osobników wynosi pomiędzy 2 a 9 kg, zwierzątka są naprawdę miniaturowe i często padają ofiarą drapieżnych ptaków. Nazwa dikdik pochodzi od odgłosów, które te małe antylopki wydają, kiedy są zaniepokojone.
Najbardziej wyobraźnię rozpala nam jednak perspektywa zobaczenia lwa. Kierowcy jeepów znają każdy zakątek w Parku, kontaktują się też między sobą i dzięki temu kolejne marzenie się spełnia. Lwy akurat zastajemy w miłosnym nastroju – trwa okres godowy.
Zaprawdę powiadam Wam, że seks lwów trwa krócej niż okamgnienie :) Ledwo zdążyłam przyłożyć aparat do oka i już było po wszystkim. Lwy w okresie godowym spędzają w ten sposób całe dnie: odpoczynek, kopulacja, odpoczynek, kopulacja… W oczekiwaniu na „miłosny” akt spędzamy kilkadziesiąt minut w aucie, wgapiając się w lwią grzywę, w towarzystwie kilkunastu innych jeepów :) W pewnym momencie zrezygnowani prosimy nawet Reubena, żeby odpalił silnik i jechał dalej. Ale on tylko mówi fachowo: Poczekajcie, za chwilę się zacznie. Miał rację :)
Po dzisiejszym dniu jestem więcej niż ukontentowana. Naprawdę nie spodziewałam się, że zwierząt będzie tak dużo. Obserwacja kopulujących lwów – to było wielkie przeżycie :) Park opuszczamy po południu, w drodze do naszego dzisiejszego miejsca noclegu zatrzymujemy się jeszcze w wiosce Masajów. Jutro pobudka skoro świt i wyprawa do Ngorongoro.
Post jest częścią relacji Tanzania 2017.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)