W miasteczku Talkeetna działa mnóstwo firm oferujących lody widokowe dookoła Denali, najwyższego szczytu Ameryki Północnej. Zdecydowaliśmy się na N2 Alaska. Nie jest to tania impreza, ale udało się trochę obniżyć wyjściową cenę (z 275$ do 250$ od osoby), bo właściciel „sparował” nas z jeszcze jednym chętnym w pasującym nam terminie. Wybraliśmy lot Denali Base Camp Tour.
Pogoda dzisiaj wymarzona: ciepło, niebieskie niebo bez żadnej chmurki. Podjeżdżamy na umówione miejsce. Samolot już czeka.

Taką maszyną jeszcze nie leciałam :) David, nasz pilot, to przemiły gość z wieloletnim doświadczeniem. W trakcie lotu cały czas opowiada nam o tym, co widać w dole.
Gramolimy się do środka, każdy z nas dostaje słuchawki z mikrofonem, chwila na selfie time i siup!

W początkowych minutach lotu widać rzeki i zielone lasy. David nawet wypatrzył łosia.


Potem krajobraz się zmienia, zieleń ustępuje miejsca bieli:

Dolatujemy nad obóz Base Camp, skąd zaczynają się ekspedycje na szczyt Denali. Jest początek czerwca, akurat kilka wypraw jest w drodze. W dole widać namioty, które wydają się wielkości główki od szpilki. W zestawieniu z bliskością skalnej krawędzi obok której przelatujemy, sprawia to piorunujące wrażenie.

Droga z Base Camp na szczyt i z powrotem zajmuje alpinistom około 28 dni.



Niektóre opcje lotów widokowych oferują także lądowanie i „spacer” po lodowcu. Będziemy łazić po lodowcu Matanuska za jakiś tydzień czasu, więc tym razem zdecydowaliśmy się zostać bezpiecznie na pokładzie samolotu :)


David pokazał nam przy okazji samolot, któremu się „nie udało”. Pewnie zostanie już tutaj do końca świata…

Cały lot planowo powinien trwać 1h 25 min., ale ze względu na rewelacyjną pogodę David wydłużył nam trochę czas w powietrzu. Widoki i wrażenia są niesamowite, naprawdę warto. To dopiero początek przygody pt. Alaska, a już jest grubo :) Na tą chwilę wątpię, czy cokolwiek zdoła to przebić *.


Na koniec zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu z lotu:
Po udanym lądowaniu na wodzie pakujemy się do samochodu i obieramy kierunek na Denali National Park.
* Spoiler: a jednak było jeszcze lepiej ;) Czytajcie kolejne wpisy o Alasce!
Post jest częścią relacji Alaska 2017.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)