Great Ocean Road to obok Drogi Atlantyckiej oraz Big Sur kolejna niezwykle malownicza trasa widokowa wiodąca wzdłuż wybrzeża oceanu, którą udało nam się przemierzyć.
Droga została zbudowana w hołdzie żołnierzom poległym w I wojnie światowej. Jej budowa zajęła 16 lat.
Oprócz dzikich plaż są tutaj także urocze małe miasteczka, klify, zatoczki, latarnie morskie oraz niezwykłe formacje skalne.
W informacji turystycznej można dostać ulotki z wyszczególnionymi największymi atrakcjami regionu. Jeździmy tak sobie od punktu do punktu. Jest wietrznie. Długie spodnie i softshell wskazane :) Na początku trasy znajduje się pole golfowe, które z jakichś przyczyn upodobały sobie kangury. Leżą tam wywalone do góry brzuchem i mają na wszystko wyj…, znaczy wygląda jakby się niczym nie przejmowały :)
Zatrzymujemy się przy zejściu na plażę. Wielkie klify. Nikogo w zasięgu wzroku. Wiatr i ocean.
Oglądamy też Spit Water Lighthouse, która dumnie pręży się na tle wzburzonego oceanu. Biała latarnia morska z czerwoną czapeczką :)
Zatrzymujemy się w miasteczku Apollo Bay, gdzie jest mała inwazja kakadu :) Niestety pomimo tabliczek ostrzegawczych, turyści namiętnie je dokarmiają. A jest napisane, że mogą się przez to pochorować :(
Udaje nam się dzisiaj jeszcze zobaczyć Erskine Falls, jeden z większych wodospadów w tym rejonie. Dojście do celu wymaga spacerku po lesie :)
A pod sam koniec dnia zatrzymujemy się pod kawiarenką Koala Cafe. Nazwa nie taka całkiem z kapelusza, bo obok budynku znajdują się eukaliptusy, na której siedzą włochate kulki :) Jak wiadomo: koali nigdy za dużo. Teraz możemy je podziwiać w naturalnych warunkach.
Dzisiejszą noc spędzamy dosłownie na skraju drogi. Zrobiło się już późno, do tego zaczęło padać i nie bardzo chcieliśmy w takich warunkach pokonywać kolejne kilometry. Znajdujemy jakiś fragment drogi z szerszym poboczem i parkujemy naszą szkapę.
Kolejny dzień, kolejny rainforest walk :P
Wchodzimy także na latarnię w Cape Oatway. Widoki przepiękne, ale na górze wieje tak, że okulary trzeba chować do kieszeni. W pobliżu latarni znajduje się także stara stacja telegraficzna oraz mały skansen obrazujący życie tubylców w zamierzchłej przeszłości. Zdarza się, że w Oatway można zobaczyć walenie – nam pozostaje tylko uśmiechnięty wyrzeźbiony wieloryb :)
Great Ocean Road to doskonałe miejsce na wypatrywanie koali. Zwykle można je znaleźć obserwując pobocze drogi – jak będzie widać spore poruszenie i ludzi gapiących się w górę – to znak, że puchatek siedzi na drzewie. Mamy podwójne szczęście, bo udaje nam się również namierzyć mamusię z małym przyczepionym do grzbietu. Ale słodko :)
Kolejną plażę później…
…i kolejny rainforest walk później…
… docieramy do jednej z najczęściej fotografowanych atrakcji Australii: The Twelve Apostles. Są to wapienne formacje skalne wystające z oceanu. Kolumny poddawane są nieustającemu procesowi erozji, woda wymywa wapień i na przestrzeni ostatnich lat (2005 i 2009) dwie z nich zawaliły się i runęły do oceanu. Przeczytałam na wiki, że pierwotna nazwa tego miejsca brzmiała: The sow and piglets czyli Maciora i świnki, ale podobno uznano, że jest zbyt mało majestatyczna. Nie ma to jak zamienić świnię w apostoła :P
Dwunastu Apostołów to doskonały przykład porównania: expectations vs reality. Naoglądałam się zdjęć w necie, miejsce sprawiało wrażenie totalnego pustkowia. Wyobrażałam sobie, że usiądę sobie na skale i popadnę w zadumę nad potęgą przyrody… No niestety – nie ma jak i nie ma gdzie. Po podeście spacerują hordy turystów, wszyscy strzelają sobie selfie. Jest tłoczno i gwarno. Byłam, zobaczyłam, teraz chcę stąd jak najszybciej uciec :)
Resztę dnia spędzamy w Port Campbell National Park podziwiając inne ciekawe formacje skalne – już zdecydowanie mniej oblegane: Loch Ard Gorge, London Bridge, The Arch.
Dzisiaj jest pierwszy wieczór, kiedy możemy obserwować zachód słońca nad oceanem w Australii: nie pada, nie ma chmur i jesteśmy blisko wody. Jest też to zarazem ostatni taki wieczór :) A noc spędzamy w krzakach :)
Post jest częścią relacji z wyprawy na południową półkulę.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)