Anchorage. Pierwszy Przystanek Alaska.

7 lat temu

O tym czy Anchorage wygląda jak w serialu „Przystanek Alaska” i jak nie zbankrutować w tej pięknej krainie ;)

1853 0

Z Amsterdamu lecimy do Anchorage liniami United. Mają ostatnio słabą prasę, ale lot przebiega bez zakłóceń. Pierwszy raz wcinam na wysokości lody waniliowe, steward jest przemiły, no i mają amerykańską IPĘ na pokładzie :) W Chicago mamy krótką przesiadkę i co jest dziwne – musimy odebrać i ponownie nadać bagaż – pomimo tego, że dwa odcinki są na jednym bilecie. Wszystko odbywa się na szczęście bardzo sprawnie. Podczas kontroli paszportowej urzędnik wita mnie po polsku: Orzełka to ja już z daleka widzę. Słodko :) Mniej miło było przy płaceniu za piwko. Zaprawdę powiadam wam – najdroższe piwo świata tylko na lotnisku w Chicago ;)

Alaska oszałamia już z okien samolotu:

Alaska Alaska

Po przejściu kontroli paszportowej i rozmowie z urzędnikiem imigracyjnym wychodzimy przed lotnisko w poszukiwaniu przystanku autobusowego. Samochód odbieramy dopiero pojutrze, więc przez dwa dni zdani jesteśmy na publiczny transport. Jest późne popołudnie, na niebie tęcza zwiastująca… hmm dobre dwa tygodnie? :). Po kilkunastu minutach oczekiwania jakiś miły pan daje nam znać, że dzisiaj autobusy nie kursują ze względu na święto. Jest Memorial Day. Uber na Alaskę jeszcze nie dojechał, więc z bólem serca musimy wziąć taksę.

Dzisiaj pierwszy raz korzystamy z noclegu przez portal Airbnb. Alaska jest ogólnie dość droga i wszelkie noclegi w hotelach / hostelach dość mocno dają po kieszeni. Przez Airbnb zarezerwowaliśmy w sumie trzy miejscówki, wszystkie w opcji private room, czyli w teorii nocuje się u kogoś w domu przy współdzieleniu łazienki i kuchni. Resztę nocy planujemy spędzić pod namiotem. Jest początek czerwca, zaczyna się powoli alaskańskie lato.

Dzisiejszą noc spędzamy zatem na przedmieściach. Pokój na piętrze w typowym, według moich wyobrażeń, amerykańskim domu zamieszkałym przez samotną matkę. Shelly widzieliśmy w zasadzie tylko pierwszego dnia, pokazała nam gdzie jest pokój, jak korzystać z prysznica i to by było na tyle :)

Następnego dnia rano udajemy się na najbliższy przystanek Alaska i podjeżdżamy miejskim autobusem do centrum.

Alaska
Przystanek Alaska

Jak sobie wyobrażałam Anchorage? Jak w kadrach z serialu Northern Exposure czyli naszego Przystanku Alaska. Mało ludzi i łosie spacerujące po ulicach. Ciekawe jest to, że serial naprawdę kręcony był w Kanadzie :)

Jak wygląda Anchorage? Centrum miasta jest stosunkowo niewielkie. Niska zabudowa, mnóstwo sklepów z pamiątkami, łosie podobno można spotkać w pobliskich parkach. Mnie urzekł widok ośnieżonych szczytów, które widoczne są wszędzie na horyzoncie.

Alaska  Alaska

Po mieście w grupkach snują się Inuici. Podobno na Alasce jest spory kłopot z narkotykami, z alkoholizmem wśród rdzennych mieszkańców tych terenów ewidentnie też. Mówiła nam o tym jakaś babka na przystanku autobusowym. Zagadnęła skąd jesteśmy i przy okazji opowiedziała też o gigantycznych alaskańskich warzywach i historię swojego życia.

Skoro już jestem w Stanach, nie mogę sobie odmówić przyjemności spałaszowania amerykańskich naleśników. Nigdzie na świecie nie robią tak dobrych. A do tego dolewka kawy z dzbanka. Uwielbiam :)

Alaska

Wspominałam już, że Alaska jest droga. Za śniadanie w knajpie trzeba lekko liczyć od 7$ za danie. Cena lunchu to wydatek tak od 20$. Przy przeliczniku 1$ ~ 4PLN robi się już z tego całkiem spora sumka. Na wakacjach nie lubię gotować, nie przejdzie u mnie nic co jest bardziej skomplikowane niż wylanie zawartości puszki do garnka. Jednakowoż istnieje pewien sposób na przyoszczędzenie – książka z kuponami Northern Lights. Można ją dostać w sklepie przy Anchorage Museum. Cena to 50$, ale w naszym przypadku się ten wydatek zwrócił, czyli korzystając z kuponów zaoszczędziliśmy w sumie więcej niż te 50 dolców. Zniżki są do wykorzystania w knajpach (przeważnie na zasadzie: buy one, get one free) oraz jako wejściówki do muzeów czy innych atrakcji na terenie całego stanu. Książka z kuponami ma też jeszcze jedną zaletę – odpada problem podejmowania decyzji: gdzie dziś jemy? Jemy tam, gdzie mamy jakąś zniżkę :)

Anchorage Museum jest fajne i mówię to ja, osoba która w muzeach zwykle bardzo się nudzi :) Na najwyższym piętrze można dzisiaj obejrzeć wystawę czasową zatytułowaną Slow. Kominek, szachy, hygge, a na dużym ekranie wyświetla się trasa pociągu:

Slow, Anchorage Museum
Slow, Anchorage Museum

Pozostała część opowiada o historii Alaski, o czasach sprzed aneksji do Stanów Zjednoczonych, pierwszych osadnikach i gorączce złota.

Może kawioru? Anchorage Museum.
Może kawioru? Anchorage Museum.
Anchorage Museum
Anchorage Museum

W muzeum jest też bardzo fajna część „doświadczalna”, gdzie można zrobić wielkie bańki mydlane i zapoznać się z działaniami różnych praw fizycznych.

To jest dopiero bania ;)
To jest dopiero bania ;)

Z centrum miasta można się przespacerować w kierunku zatoki. To taki bardziej teren rekreacyjny: place zabaw, zielone trawniki i ścieżki dla rowerów. I takie widoki:

Alaska

Kolejna ciekawostka: Alaska to stan, w którym od niedawna można legalnie kupić marihuanę. Piszę o tym teraz, bo akurat w trakcie oglądania powyższego widoczku podsłuchuję rozmowę jakiegoś młodego gościa, który przez telefon namawia swojego kumpla do przyjazdu i otworzenia tutaj legalnego narkotykowego biznesu, bo coffeshopów jeszcze zbyt wiele nie ma :)

Na koniec dnia zaplanowaliśmy oglądanie zorzy polarnej. Niestety tylko w formie seansu w sali kinowej. Dwa bilety w cenie jednego z wykorzystaniem naszej kuponowej książki. Zorza polarna jest jeszcze na mojej wymarzonej liście „do zobaczenia”. Po dzisiejszym dniu niewiele się zmieniło, bo w trakcie seansu trochę mi się przysnęło, jetlag i te sprawy :) Nie pamiętam nic oprócz początku i napisów końcowych. Może kiedyś…

Z miejsc wartych polecenia w Anchorage mam jeszcze browar Midnight Sun. Lokal serwujący to przepyszne piwko znajduje się poza ścisłym centrum miasta, trzeba podjechać samochodem. Zawitaliśmy tutaj w drodze z Palmer. Oprócz wypicia złotego trunku, zjadłam tutaj najpyszniejszą kanapkę z serem :D

Alaska
Midnight Sun Brewery, Alaska

Następnego dnia jedziemy już do miasta spakowani, w centrum znajduje się wypożyczalnia Hertz, z której tym razem bierzemy samochód. W porównaniu do roku 2014 Hertz miał atrakcyjniejszą ofertę niż National Car Rental. Zarezerwowaliśmy auto klasy midsize suv, którym okazał się Dodge Journey. W wypożyczalni spotyka nas kolejna niespodzianka. Pani za biurkiem informuje nas, że auto jest zarezerwowane od 14, jest godzina 10 i wcześniejsze wydanie samochodu jest możliwe tylko za horrendalnie dużą dopłatą. Najwyraźniej w formularzu rejestracji nieostrożnie zostawiliśmy domyślną wartość. Człowiek się jednak uczy całe życie… Zostawiamy zatem plecaki w biurze i idziemy na śniadanie do pobliskiego Snow City Cafe (znowu z kuponową zniżką).

Alaska
Snow City Cafe, Anchorage

Przestawiamy trochę zadania na naszym planie i najpierw podjeżdżamy autobusem do pobliskiego Walmarta, żeby zrobić zakupy na dwa tygodnie. Pyszne jednogarnkowe dania z puszki, zapas wody, karton pączków, masło orzechowe, chleb, owoce, alkohol :P, itp. Do tego najtańszy rondelek i najtańsze łyżki pod postacią małych chochelek :) Po czasie okazało się, że dokonany przeze mnie wybór zielonych bananów był jednak złym wyborem. Smakowały paskudnie, jak mąka, i nawet próba przyrządzenia ich w ognisku niewiele pomogła ;) Po zakupach zostałam oddelegowana do pilnowania koszyka, a w tym czasie Przemek wrócił do wypożyczalni dokonać formalności odbioru samochodu.

W trakcie naszego dwutygodniowego tripu po Alasce planujemy spać pod namiotem. Trzy lata temu w Stanach kupiliśmy w Walmarcie najtańszy namiot, którego nawet nie zabieraliśmy w podróż powrotną do Polski. Do dzisiaj się zastanawiam czy wielki pakunek zostawiony w koszyku zakupowym w Las Vegas nie spowodował czasami alarmu bombowego ;) W tym roku postanowiliśmy zainwestować w ciutek lepszy sprzęt. Przez stronę Rei (to taki ichniejszy Decathlon) kupiliśmy namiot z odbiorem osobistym w sklepie. Cena w przeliczeniu na złotówki wychodziła dużo korzystniej niż kupno tego samego modelu w Polsce. Po zakupach w Walmarcie odbieramy namiot i jesteśmy wreszcie gotowi do drogi. Pierwszy kurs obieramy na miasteczko Talkeetna.

Post jest częścią relacji Alaska 2017.

PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)