Park Yosemite położony jest na zachodnich zboczach gór Sierra Nevada. W 1984 roku został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco. Jest najbardziej znany ze względu na granitowe urwiska, wodospady, czyste potoki i skupiska sekwoi.


Mamy zarezerwowane dwa noclegi na polach namiotowych w Wawona i Tuolumne Meadows. Koszt każdego to $20. Tradycyjnie naszego miejsca szukamy już po ciemku. Cechą charakterystyczną pól namiotowych w Yosemite jest obecność zamykanych, metalowych szafek, chciałoby się napisać „na niedźwiedzie”, ale to szafki chroniące w zasadzie przed nimi :) Należy w nich umieszczać jedzenie, kosmetyki i wszystkie inne „pachnące” rzeczy. Nie wolno tego zostawiać w namiocie, nawet w samochodzie. Miśki są tu nierzadkimi gośćmi i zwykle nie zapukają prosząc o pozwolenie na zjedzenie naszych resztek :) My dzisiaj urządzamy sobie „kolację przy świecach”. W drodze do Yosemite wstąpiliśmy na pizzę, nie zjedliśmy całej i resztki przyjechały w kartonie. Za świece robią dwa małe znicze kupione w Walmarcie – stanowiły najsensowniejszą opcję :)


W nocy jest bardzo zimno… Ja już nawet nie próbuję spać w namiocie. Rano szykujemy sobie ulubiony prowiant w postaci kanapeczek z masłem orzechowym i dżemem. Ruszamy do Mariposa Grove, miejsca na południu parku, które słynie z mamutowców olbrzymich, potocznie zwanych sekwojami :)
Drzewa faktycznie są ogromne, najlepiej podejść maksymalnie blisko i zadrzeć głowę do góry :) Średnica sekwoi Grizzly Giant ma u podstawy 9 metrów, samo „drzewko” liczy 2700 lat (!) i w tym czasie zdążyło osiągnąć wysokość 65 metrów. Dwa tysiące siedemset lat – wyobrażacie to sobie? Jak wyglądał świat kiedy Grizzly Giant był przedszkolakiem? Niesamowite :)
Wsiadamy do auta i ruszamy w kierunku wodospadu, po drodze jest piękny punkt widokowy na Yosemite Valley. Na zdjęciu widać dwie słynne formacje skalne parku: El Capitan (na lewej stronie) oraz Half Dome (zakrzywiony szczyt po środku ostatniego planu).

Granitowe skały El Capitan to ceniony cel dla wspinaczy. Taką nazwę nosi też najnowsza wersja systemu operacyjnego Mac OS X.

My ruszamy obejrzeć wodospad, którego chwilowo nie ma :) O tej porze roku można sobie go tylko wyobrazić. Spacer jest dość przyjemny, a po drodze trafia się kojot. Truchta niespiesznym tempem zmierzając do swoich kojocich spraw.


Decydujemy się na trekking po szlaku Mist Trail. Droga nie jest specjalnie wymagająca, ale dopada mnie kryzys i stwierdzam, że nie mam siły już iść dalej :) Zawracamy po dojściu do uroczego drewnianego mostka.
Pod koniec dnia zmierzamy do naszej kolejnej mety na campingu przy Tuolumne Meadows. Trasa jest bardzo malownicza: skały, jeziora i zachód słońca :)
Dzisiejsza noc jest zdecydowanie najzimniejsza :) Mówię to za każdym razem, ale po włączeniu silnika w samochodzie termometr wskazał coś koło 6 stopni. Z zazdrością patrzę na współbiwakowców wyposażonych w zimowe kurtki i wełniane czapki :) Pakujemy się, kupujemy gorącą czekoladę na rozgrzanie i jedziemy na łąkę Tuolumne Meadows. Widoki są przepiękne, chociaż nie jest to znowu ta pora roku, w której można się zachwycać dzikimi polnymi kwiatami.
Relacja w ramach opisu podróży USA Trip 2014.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)