Pomysły na długą przesiadkę w Pekinie

6 lat temu

O tym, jak wykorzystać długi czas oczekiwania na kolejny lot w Pekinie. Jak załatwić 72h wizę, jak wydostać się z lotniska i co zobaczyć w kilka godzin.

3579 0

Do Nowej Zelandii lecimy linią Air China z Londynu na trasie Londyn Pekin oraz Pekin Auckland. W obie strony dostajemy w bonusie około dziesięciogodzinny czas oczekiwania na lotnisku w Chinach. W drodze do Nowej Zelandii lądowaliśmy w stolicy Państwa Środka o 15:45, z powrotem o 04:30. Taki zapas czasu to doskonała okazja, żeby wyskoczyć na miasto, tym bardziej, że na lotnisku można wyrobić darmową 72h wizę, uprawniającą nas do wkroczenia na teren Chińskiej Republiki Ludowej. Zanim przejdę do konkretów, jeszcze parę zdań o samym locie.

To moje pierwsze doświadczenie z Air China i muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Serwowane jedzenie jest całkiem w porządku. Raz tylko uderzył mnie dość intensywny zapach ryby na kolację i miałam wrażenie, że któryś współpasażer właśnie zwymiotował. Akurat chwilę wcześniej szukali lekarza na pokładzie :P Ale poza rybą (której to opcji nie wybrałam), jest dobrze, do tego serwują winko i piwo w zadowalających ilościach. Obejrzałam film The Florida Project – bardzo dobry, polecam. Przed każdym seansem trzeba obejrzeć bloczek reklam, w którym królują luksusowe samochody. Okna samolotu są automatycznie przyciemnione na czas wczesnorannej części lotu i to jest bajer, z którym do tej pory się nie spotkałam. Przez kilkanaście minut kombinowałam czy coś mi się z godzinami nie poprzestawiało, no bo przecież powinno być jasno, dawno jest już po wschodzie słońca – a na pokładzie ciemno i większość ludzi ciągle śpi :) W Pekinie lądujemy za pierwszym razem po południu. Akurat pada i przy wyjściu z samolotu obsługa rozdaje jednorazowe pelerynki. Ludzie wyglądają w tym okryciu bardzo uroczo. Do terminalu wiezie nas autobus i, o rany, mam wrażenie że jesteśmy w podmiejskim autobusie i jedziemy do innej miejscowości :) Jest to zdecydowanie najdłuższa trasa jaką przejechałam po wylądowaniu, ale też lotnisko w Pekinie jest ogromne.

Warto wiedzieć, że na lotniskach w Chinach obowiązują ograniczenia co do pojemności powerbanków, które można wnieść ze sobą na pokład. Dozwolone są urządzenia do 20 tys. mAH, co więcej – jeśli na powerbanku nie ma wyraźnej informacji o jego mocy, skonfiskują go bez zająknięcia. Niestety, przekonałam się o tym osobiście. Typ z security wziął mojego no-name’a (który nie przekraczał dozwolonej mocy) i wrzucił do kosza, w którym uzbierał się już całkiem pokaźny stosik. Bez słowa wyjaśnienia. Tak jakby mnie ktoś okradł patrząc mi w oczy. No, ale nic nie mogę zrobić, więc sklęłam tylko pod nosem jakąś kwestią z Dnia Świra i trzeba było odpuścić temat. Moja rada – jeśli czeka Was przeprawa przez chińskie lotniska, a Wasz powerbank nie ma odpowiedniego oznaczenia, to proponuję wcześniej wydrukować odpowiednią „naklejkę” na samoprzylepnym papierze i przykleić w widocznym miejscu. Albo zostawić go w domu :)

Port lotniczy PEK jest drugim największym lotniskiem na świecie (po Atlancie) i największym w Azji. W 2017 roku obsłużono tutaj 95,8 miliona pasażerów. Sam proces wydostania się z lotniska jest dość długi (kolejki po wizę i później do odprawy celnej), do tego trzeba doliczyć czas dojazdu do centrum i kontrolę po powrocie. W zależności od wysypu pasażerów na jaki trafimy w danym momencie, ten pierwszy etap może trwać nawet i parę godzin. Dlatego jeśli zależy Wam na czasie – radzę szybciutko pędzić do stanowiska z wizami i od razu ustawiać się do kolejki. Te dziesięć godzin, którymi dysponujemy starcza na przedostanie się do miasta, spędzenie tam 3, 4 godzin i powrót. Raczej nie uda się w tym czasie zobaczyć Wielkiego Muru Chińskiego :)

Po wejściu do terminalu należy kierować się w stronę wyjścia i kontroli paszportowej. Mijamy stanowiska celników z prawej strony i kierujemy się na Gate E. Po lewej stronie jest punkt wydawania wiz 72h. W pobliżu kręcą się młodzi ludzie, którzy pomagają wypełnić wnioski. W samolocie wypełniliśmy żółty blankiet, tutaj dodatkowo niebieski. Idzie to nad wyraz sprawnie. Z wizą wbitą do paszportu cofamy się do kontroli. Mamy sporo szczęścia, bo chwilę po tym jak ustawiamy się do kolejki zasypuje nas fala nowo przybyłych pasażerów. 5 minut później i czekalibyśmy dłużej kilkadziesiąt minut. Za stanowiskiem celników zjeżdżamy ruchomymi schodami w dół i idziemy w kierunku znaków Airport Express.

Pociąg Airport Express łączy lotnisko ze stacją metra, więc to zdecydowanie najszybszy sposób na dotarcie do miasta. Bilet kosztuje 25 CNY (~13,75 PLN). W trakcie jazdy nazwy przystanków są też odczytywane po angielsku, łącznie z informacją który terminal obsługuje jakie połączenia, więc naprawdę trudno się zgubić. Chińczycy sprawiają wrażenie nieuprzejmych i gburowatych: cisną się na chama do drzwi, przepychają, popychają, nie zwracają uwagi na ludzi, którzy byli wcześniej i stoją przed nimi. I do tego głośno charczą i spluwają :)

Wysiadamy na ostatniej stacji Airport Express – Dongzhimen, która jednocześnie ma połączenie z bogatą siecią Pekińskiego metra.

Polecam ściągnąć sobie na telefon obrazek z mapą stacji metra – bo plątanina linii i kolorów jest oszałamiająca. Źródło: travelchinaguide.

mapa Pekińskiego metra

Kupujemy w kasie (bo automat akurat nie działa :P) bilet do stacji Tiananmen za 4 CNY (~2,20 PLN). Jedziemy linią niebieską (2) do stacji Jiangoumen, a potem czerwoną (1) do Tiananmen. W metrze przystanki są też na szczęście pisane łacińskim alfabetem, więc spokojnie można się odnaleźć :) Warto przy okazji wspomnieć, że map googlowych obejmujących tereny Chin nie da się ściągnąć offline na telefon :)

Pekińskie metro

Po wyjściu z metra po prawej stronie ukazuje nam się Brama Niebiańskiego Spokoju.

DSC_0192.jpg
Brama Niebiańskiego Spokoju, Pekin

Brama jak i Plac Tiananmen powstały w XV w. Od 1949 nad głównym wejściem wisi portret Mao Zedonga. Za bramą znajduje się Zakazane Miasto, dawny pałac cesarski dynastii Ming i Quing.

Żeby dostać się na Plac trzeba jeszcze pokonać przejście podziemne, gdzie odbywa się skanowanie rzeczy osobistych (jak na lotnisku), ale typ na nasz widok macha tylko ręką, najwyraźniej w jego oczach nie stanowimy żadnego zagrożenia.

Plac Niebiańskiego Spokoju jest największym publicznym placem na świecie (800 na 300 m.). Przez ostatnie stulecia miało tu miejsce wiele wiekopomnych wydarzeń dla Chin, ale najnowsza historia pamięta przede wszystkim krwawo stłumione protesty studenckie w 1989. Na młodych ludzi domagających się reform oraz demokratyzacji życia publicznego wysłano armię czołgów i żołnierzy uzbrojonych w broń maszynową. Według oficjalnych danych CHRL w protestach zginęło 241 osób, a ponad 7 tysięcy zostało rannych. Można domniemywać, że rzeczywista liczba ofiar była dużo wyższa niż podał komunistyczny rząd. Wiele ludzi zostało uwięzionych, niektórzy skazani na karę śmierci.

Tank man to ikoniczne zdjęcie wykonane przez Jeffa Widenera w trakcie trwania zamieszek na placu Tiananmen.

Tank Man, © Jeff Widener

Przedstawia mężczyznę w białej koszuli, stojącego na przeciwko kolumny czołgów i można je symbolicznie rozumieć jako symbol walki jednostki z reżimem. Autor został uhonorowany za Tank mana nagrodą Pulitzera w 1990 roku.

A my mamy dzisiaj sporo szczęścia: akurat żołnierze szykują się na moment zmiany warty. Tłumy Chińczyków tłoczą się przy barierkach i robią zdjęcia. Szczerze mówiąc, z początku w ogóle nie rozumiemy co się dzieje.

DSC_0195.jpg
Plac Tiananmen
DSC_0204.jpg
Plac Tiananmen
DSC_0222.jpg
Plac Tiananmen
DSC_0231.jpg
Plac Tiananmen
DSC_0232-2.jpg
Plac Tienanmen, w tle pomnik Bohaterów Ludu i mauzoleum Mao.

Po przemarszu wojska chciałam jeszcze trochę pokręcić się po placu, podejść bliżej do pomnika Bohaterów Ludu, przyjrzeć się płaskorzeźbom przedstawiającym najważniejsze wydarzenia z XIX i XX historii Chin, ale pan policjant kazał nam spadać z powrotem do przejścia podziemnego i tak też robimy :)

Plac Tiananmen, widok od strony ulicy

Kierujemy się w stronę historycznej ulicy Qianmen. Mijamy po drodze północną część dawnej bramy miejskiej Pekinu: Quianmen – Bramę na Wprost Słońca.

Brama Na Wprost Słońca

Deptak Quianmen został wybudowany „na nowo” przed olimpiadą w 2008. Jest to ulica pełna kawiarni, restauracji i markowych sklepów, wszystko czego turyście potrzeba do szczęścia :). Fasady budynków stylizowane są na zabudowę z czasów dynastii Quing. Wzdłuż ulicy kursuje tramwaj, stylizowany na historyczny pojazd kursujący tutaj do 1966 roku.

Qianmen
Qianmen
Qianmen
Qianmen
DSC_0261.jpg
Qianmen
Qianmen

Na deptaku Qianmen mamy dzisiaj jeden cel: zjeść kaczę po pekińsku. No bo gdzie, jak nie tu? :) Sposób przyrządzenia (za wiki):

Kaczki są zabijane, po czym skubane, patroszone i dokładnie myte. Pod powierzchnię skóry zostaje wpompowane powietrze przez otwór znajdujący się na szyi, w celu oddzielenia skóry od tłuszczu, co pozwala uzyskać wyjątkową chrupkość. Następnie kaczki moczy się przez chwilę we wrzątku i zawiesza na hakach, aby przeschły. Kaczki zostają pokryte glazurą z syropu maltozowego i pozostawione do wyschnięcia na 24 godziny. Po upływie doby, kaczki zawiesza się w ceglanym piecu i piecze nad ogniem z drewna drzew owocowych (najczęściej brzoskwiń i gruszy), aż staną się złocisto-brązowe, lśniące, chrupiące.

Schnące kaczki zawieszone na hakach widać w co drugiej witrynie na Qianmen.

DSC_0266.jpg
Qianmen
DSC_0272.jpg
Qianmen

Zanotowałam sobie wcześniej adres restauracji polecanej ze względu na dobrą kaczkę po pekińsku – Quanjude Roast Duck. Kiedy wchodzimy do środka okazuje się jednak, że na stolik oczekuje tam już kilkanaście osób. Jak nic godzina do samego momentu złożenia zamówienia. Niestety, nie mamy tyle czasu. Dajemy się wciągnąć gdzieś do małej knajpy w bocznej uliczce. No i cóż. To zdecydowanie nie jest kaczka najwyższych lotów :) Samo mięso jest odgrzane w mikrofalówce (charakterystyczny dźwięk z zaplecza nie pozostawia wątpliwości). Dostajemy do tego okrągły talerz z warzywami i przyprawami oraz stosik cieniutkich naleśników.

IMG_3808.jpg
kaczka po Pekińsku
DSC_0280-2.jpg
kaczka po Pekińsku

IMG_3810.jpg

Za kaczkę podlaną dwoma browarami płacimy w sumie 240 CNY (~133 PLN), co jest dość sporo jak na średniej jakości posiłek. Po wyjściu z knajpy nerwowo szukamy jeszcze kantora albo bankomatu, bo nie mamy już za co wrócić na lotnisko :) I przy tej okazji wspomnę jeszcze o największym zaskoczeniu jeśli chodzi o Pekin. Zawsze z podróży przywożę sobie przypinki z napisem i symbolem reprezentującym dane miasto, państwo czy Park Narodowy. Pewnie 99% z tych przypinek jest made in China. Na ulicy Qianmen nie dostrzegłam nigdzie typowego sklepu z souvenirami, ale też pod koniec raczej już się spieszyliśmy i szukaliśmy przede wszystkim możliwości wymiany dolarów na yuany. Stwierdziłam, że na pewno tego rodzaju pamiątki będą mieli na lotnisku. Zawsze jest przecież jakiś sklep z souvenirami. Zawsze. I tu zaskoczenie, bo nie ma :) Jestem mega zdziwiona: tak wielkie lotnisko i terminal z którego odlatuje narodowy przewoźnik: Air China i nic z tych rzeczy. Może ktoś wysoko postawiony podjął decyzję, że nie będą sprzedawać chińskiej tandety w tak reprezentacyjnym miejscu? :)

W drodze powrotnej z Auckland lądujemy w Pekinie wcześnie rano. Procedura wyjścia z lotniska jest taka sama: czekanie na wizę, czekanie na odprawę celną i pociąg Airport Express do stacji metra. Za drugim razem kolejki do celnika robią większe wrażenie i notujemy dłuższy czas wydostania się z lotniska.

Dzisiaj postanowiliśmy zobaczyć hutongi. Hutong to tradycyjny rodzaj zabudowy składający się ze szczelnie połączonych ze sobą parterowych budynków. Domki miały wspólne dziedzińce i bardzo wąskie uliczki rozdzielające poszczególne budynki. Tradycja stawiania hutongów sięga XII wieku, obecnie są masowo wyburzane i zastępowane biurowcami i wieżowcami. Te ocalałe służą głównie jako atrakcja turystyczna. Znajdziemy tutaj kawiarnie, bary, galerie i second handy.

Ze stacji Dongzihmen jedziemy niebieską linią (2) do stacji Lama Temple.

DSC_0036-2.jpg
Pekin
Pekin
Pekin

There are nine milion bicycles in Beijing. That’s a fact.

Tak śpiewała Katie Melua. Nie wiem, czy w istocie jest ich aż 9 milionów, ale na pewno są rowery z kołdrami :) Sporo osób porusza się jednośladami ze specjalnym pokrowcem na ręce. Zastanawiam się czy to jest ochrona przed zimnem, czy może promieniowaniem UV?

There are nine milion bicycles in Beijing.
DSC_0040.jpg
There are nine milion bicycles in Beijing.

Przy głównej ulicy, na której wysiadamy z metra, kosztujemy tanich bułeczek na parze z mięsnym nadzieniem. Albo warzywnym. Trudno powiedzieć, bo kupowaliśmy na migi. Całkiem smaczne. Znajdujemy też pub 24h, w którym wypijamy piwko. Niby 8 rano, ale jesteśmy jeszcze na czasie nowozelandzkim :) Knajpa wygląda na straszną spelunę, wszystko się klei, niedopałki leżą na podłodze, ale mają wybór piwa craftowego z całego świata i taras na dachu z widokiem na graciarnią na sąsiednim dachu :).

DSC_0025.jpg

Kierujemy się wreszcie w stronę hutongów. Szkoda, że jesteśmy tutaj tak wcześnie rano, bo większość pubów, kawiarenek i sklepików jeszcze jest zamknięta.

DSC_0006-2.jpg
hutongi, Pekin
DSC_0008-3.jpg
hutongi, Pekin
hutongi, Pekin
hutongi, Pekin
DSC_0015.jpg
hutongi, Pekin
DSC_0017.jpg
hutongi, Pekin
DSC_0018-2.jpg
hutongi, Pekin

Przed powrotem na lotnisko korzystamy jeszcze z oferty śniadaniowej w bardzo ładnej „turystycznej” kawiarni. Wzięliśmy po zestawie typu kanapka + kawa. Bardzo mi się spodobało menu anglojęzyczne, bo zamiast bacon było napisane baconics. Brzmi jak imię jakiegoś kumpla Asterixa: Asterix, Obelix i Beconix :)

Z innych alternatyw na krótki wypad do Pekinu można rozważyć też wizytę na jednym z licznych chińskich targów, np. Yashow Market (przy stacji metra Tuanjiehu) lub Silk Market (stacja Yong’anli). Myślę, że tam na pewno mają przypinki z napisem Pekin :) Czasu jednak nie mieliśmy aż tak dużo, a też nie chciałam wracać na lotnisko na styk, no bo nigdy nie wiadomo.

Post jest częścią relacji Nowa Zelandia 2018.

PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)