Do Parku Narodowego Zion wybieramy się drugiego dnia pobytu w Kanab. Zion czyli Syjon – taka nazwa została nadana przez mormońskich osadników. Dwie największe atrakcje Parku to trekking korytem rzeki Virgin (wypożycza się specjalne buty i kijaszka) oraz wspięcie na szczyt Angels Landing, skąd rozpościera się wspaniały widok na Zion Canyon.
Tak wygląda droga z samochodu:
My dzisiaj jesteśmy zdecydowani zaatakować szczyt. Angels Landing wzięło swoją nazwę z legendy, według której pastor Frederick Fisher zobaczywszy w 1916 po raz pierwszy skałę wykrzyknął:
Tylko anioł mógłby na nim wylądować
Na szczyt 1765 m n.p.m. wiedzie szlak o długości ok 2,5 km. Droga nie jest łatwa, a w końcowym odcinku wymaga wspinaczki z użyciem rąk i łańcuchów. Co jakiś czas pojawiają się takie tablice ostrzegające:
Serce trochę szybciej mi bije, zwłaszcza w momentach kiedy dochodzi do „mijanki”: trzeba przepuścić ludzi schodzących z góry i na chwilę puścić łańcuch :)
Na samym szczycie „bezpieczna” szerokość wynosi może jakieś dwa metry. Żeby dodać sobie otuchy, powtarzam cały czas, że jak chodzę po chodniku, to przecież się nie potykam i nie upadam na ulicę, więc tutaj taki wypadek też mi raczej nie grozi :) A widoki są przepiękne…
Mam filmik kręcony na górze komórą. Obraz letko się trzęsie, ale moje ręce takoż :P
Na szczycie harcują też wiewióry, które bezceremonialnie dobierają się do plecaków turystów. Ta tutaj przegryzła mi dzyndzla od suwaka ;)
Po zejściu na bezpieczną część szlaku adrenalina w końcu opada i dosięga nas okropne zmęczenie, ale było warto!
W optymistycznych planach zakładaliśmy jeszcze przejście korytem rzeki, ale odpuszczamy sobie: jest zbyt późno, a my jesteśmy zbyt zmęczeni.
Relacja w ramach opisu podróży USA Trip 2014.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)