Samochodem po USA

9 lat temu
2380 0

W Stanach chyba każdy prowadzi samochód, jeździ się dużo i jeździ się wszędzie: drive thru nikogo w Polsce nie dziwi w przypadku McDonalda. Na miejscu widziałam drive thru z bankomatami, Starbucksem i… drogerią.

Auto najlepiej rezerwować przed przyjazdem na miejsce (taniej!). I tutaj mamy na wstępie dwie możliwości: rezerwacja bezpośrednio na stronie wypożyczalni lub rezerwacja przez pośrednika. W przypadku pierwszym ceny są wyższe, ale rezerwację można najczęściej bezpłatnie odwołać. Warto też polować na kody zniżkowe, które zbijają ostateczną cenę. Korzystanie z usług pośrednika jest tańsze (czasami nawet dwukrotnie), natomiast odbywa się to niejako kosztem ubezpieczenia, ponieważ pośrednik oferuje nam „swoje” ubezpieczenie. Trzeba bardzo dokładnie wczytać się w warunki umowy i upewnić się, że w razie jakichś problemów nie będziemy zobowiązani do pokrycia strat z własnej kieszeni. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw zdecydowaliśmy się na skorzystanie z wypożyczalni National Car Rental, która zapewniała pełne ubezpieczenie i na tle innych była atrakcyjna cenowo. W większości wypożyczalni rezerwuje się klasę samochodu, a nie konkretny model, a zatem jakim dokładnie cackiem wyjedziemy na szosę okaże się dopiero na miejscu :)

Po amerykańskich drogach jeżdżą auta przeróżnej klasy, od wielkich fur po fiaciki 500. Dużo jest trucków typu kabina i otwarta paka, na którą montowane są gigantyczne przyczepy campingowe. Osobiście jestem zachwycona ciężarówkami: kolorowe, piękne kabiny jak z reklamy Coca Coli :)

DSC_3962

Amerykańskie auta to głównie automaty! Pierwszą trudnością jest więc wyłączenie odruchu poszukiwania dźwigni zmiany biegu i funkcji lewej nogi. Niektórzy wręcz przywiązują sobie nogę do fotela ;)

Bardzo mi się spodobały tablice rejestracyjne, które zawierają graficzny motyw nawiązujący do danego stanu, np pomarańcze ze słonecznej Florydy:)

W Stanach wolno skręcać w prawo nawet na czerwonym świetle – działa to na zasadzie naszej „zielonej strzałki”. Przy dojeździe do skrzyżowania bez świateł obowiązuje zasada: kto pierwszy dojechał, ten pierwszy odjeżdża, ewentualnie zasada machania rękami.

Co wydaje się dziwne: większość komunikatów drogowych prezentowana jest użytkownikom ruchu formą pisemną, a nie ikonami na znaku, przykładowo: left line must turn, right line must exit, road work ahead, soft shoulder, yield when flashing itp. Można też natrafić na światła informujące o tym, że… za chwilę będą światła. Te pierwsze migają, żeby się przypadkiem nie zagapić jak pojawią się te właściwe :)

Na większych autostradach (przykładowo ta do LA) możecie natrafić na tzw. car pooling, są dodatkowe pasy (lewe) przeznaczone dla aut, w których podróżują dwie lub więcej osób. Pasy są oznaczone rombem.

Ciekawostką są znaczki Adopt a highway przy wszystkich większych drogach. Dopiero po powrocie przeczytałam o co w tym chodzi. Jest to program rządowy, który pozwala organizacjom jak i osobom prywatnym „wziąć pod opiekę” fragment drogi. Zostaje to zapisane na danej tabliczce, a taka przykładowa rodzina Hendersonów jest odpowiedzialne za utrzymanie wybranego odcinka w czystości.

Przy zjazdach z autostrady są tablice informujące o możliwościach noclegowych w okolicy (lodging) oraz restauracjach i barach. Sieciówki typu McDonald’s, Wendy’s, Pizza Hut, Taco Bell są dostępne w każdej miejscowości dużej na tyle, żeby się znalazła na mapie :)

Stacje benzynowe są samoobsługowe. Podjeżdżamy, wkładamy kartę, wklepujemy kod / pin, wybieramy rodzaj paliwa, tankujemy. W Stanach dysponowaliśmy dwoma kartami kredytowymi (Visa i MasterCard) oraz debetową wypukłą kartą do konta walutowego Alior Banku. Plan był taki, że płacimy kartą Aliora wszędzie, gdzie to możliwe. Na większości stacji pierwszym wyborem jest wybór pomiędzy opłatą credit / debit. Pomimo tego, że karta była debetowa, wybierałam opcję „credit”, co skutkowało koniecznością podania kodu pocztowego. Tak: podawałam mój polski kod pocztowy do małej miejscowości na Śląsku. W 95% przypadków przechodziło. Zdarzało się też, że nie trzeba było się w żaden sposób autoryzować, lub że próbowaliśmy z opcją „debit” – wówczas trzeba podać kod pin. Jak nie działała karta Aliorowa, próbowaliśmy z kredytówkami Visa i MasterCard. Zdarzyło się, że żaden ze sposobów nie dawał oczekiwanych rezultatów, a wtedy (o ile to możliwe) – należy zapłacić za paliwo w sklepie przy stacji. Podchodzimy, mówimy my card doesn’t work, podajemy numer pompy, rodzaj paliwa i maksymalną kwotę, za którą chcemy zatankować. Oczywiście z karty zostanie ściągnięta tylko faktyczna kwota, o ile zatankujemy na mniejszą sumę niż podana. Sieć, która była dla nas najmniej przyjazna pod tym względem to Chevron – tutaj nie udało się zapłacić ani przy pompie, ani w środku: sorry, your card is being rejected.

Galon benzyny kosztował w 2014 roku ponad trzy dolary. Cena drastycznie rośnie na terenie parków narodowych, więc trzeba przewidywać :)

PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)