Region Waitomo w Nowej Zelandii obfituje w jaskinie. Atrakcyjności tej części kraju kiwi dodaje liczna populacja nowozelandzkich świetlików (arachnocampa luminosa) – gatunku owadów endemicznych dla tego terenu. Te małe muszki w stadium larwalnym wytwarzają zielono-niebieskie fluorescencyjne światło, które tworzy przepiękną poświatę, szczególnie efektowną w nocy i właśnie w tych ciemnych wnętrzach jaskiń. Na terenie Waitomo działa kilkanaście firm oferujących turystom przeróżne formy aktywności: od przejażdżki łódką podziemnymi wodami, przez zjazd na linie we wnętrzu jaskini po tzw. tubing, czyli spływ w dętce :D. Zdecydowaliśmy się na ostatnią opcję.
Bilety kupiliśmy za pomocą kiwi groupona. W 2018 kosztowały nas 72 NZD (~180 PLN) od osoby. O umówionej porze stawiamy się przed siedzibą firmy.
Grupa liczy w sumie 7 osób. Na początku trzeba się wbić w kostium nurka: spodnie na szelkach, kurtka, buty, czapeczka i kask z lampką. Potem wsiadamy do busika, który podwozi nas parę kilometrów pod wejście do jaskini. Wysypujemy się z auta i każdy dostaje swoją dętkę pod pachę. Musimy pokonać jeszcze kilkadziesiąt metrów przez jakieś pastwisko. Słowo daję, jak spojrzę na całą naszą ekipę, to nie mogę się przestać się śmiać. Wyglądamy jak kosmici z filmu Kapuśniaczek.
Wchodzimy do jaskini i powoli zaczyna się magia. Opony umieszczamy dookoła swojego ciała. Na początku brodzimy w wodzie i oglądamy świetliki jeszcze z zapalonymi lampkami na kaskach. Potem przewodnik każe nam położyć prawą rękę na ścianie, zgasić lampkę i oprzeć lewą rękę na ramieniu osoby przed nami. Tutaj nie docierają już promienie słoneczne – jedyne światło pochodzi od fluorescencyjnych robaczków. Poziom wody stopniowo się podnosi i w pewnym momencie nie czuję już dna. Pianka niesamowicie dobrze izoluje od chłodu: jak zimna jest podwodna rzeka czuć tylko wtedy, kiedy ręce znajdą się pod powierzchnią wody.
Teraz czas na „pociąg”: każdy kładzie stopy na oponę osoby znajdującej się przed nim, a przewodnik ciągnie ten wesoły korowód do przodu :P. Głowę kieruję do góry i w absolutnej ciemności, unosząc się z prądem podziemnej rzeki podziwiam świetliki. Muszę powiedzieć, że jest to fantastyczne doznanie i jedno z ciekawszych doświadczeń jakie miałam w życiu.
Kolejną atrakcją jest zjazd na podziemnej zjeżdżalni: łaskotanie w brzuchu, impet uderzenia w wodę, no mam frajdę jak mała dziewczynka. Muszę przyznać, że nie jestem jakąś wielką miłośniczką jaskiń, ale spływ na dętce to jest to! Waitomo Caves polecam bardzo bardzo, a to doświadczenie ląduje na mojej subiektywnej liście podróżniczych wow doznań.
Cała wyprawa trwa około 2h. Busik odwozi nas z powrotem na parking. Bierzemy gorący prysznic i eksplorujemy dalej okolice Waitomo.
Ruakuri Walk to fajna kilometrowa trasa, która prowadzi przez las, wzdłuż naturalnie wyrzeźbionych klifów i łuków z piaskowca. W trakcie spaceru wyczuwam bardzo intensywny zapach lubczyku, a przynajmniej czegoś o woni zbliżonej do lubczyku :). Wracamy w to miejsce jeszcze raz, już po zapadnięciu zmroku. Są świetliki! Całe fragmenty lasu lśnią, przepiękny widok. Na drzewie przycupnął opos i wreszcie mogę mu się przyjrzeć z bliska. W ciemności co prawda, ale jednak z bliska :).
Około 30 km za Waitomo znajduje się Mangapohue Natural Bridge, „most” utworzony przez dwa olbrzymie skalne łuki. Całość ma 17 metrów wysokości i formowała się na przestrzeni milionów lat. Na ścianach piaskowca można wciąż jeszcze dostrzec skamieliny wodnych żyjątek sprzed 25 mln lat :).
Dalej mamy wodospad Marokopa, który bywa określany najpiękniejszym w kraju. Faktycznie jest imponujący, ma nawet swoją własną mini tęczę :)
Przed zmierzchem docieramy jeszcze do miejscowości Otorohanga, gdzie znajduje się kiwi house. Niestety, nie mamy szczęścia, bo kiwi akurat śpią :). Pani ze sklepiku z pamiątkami tak się tym przejęła, że aż zwróciła nam pieniądze wydane na bilet wstępu :P.
Na jutro rano mamy zaplanowany skok ze spadochronem i trasę na północ wyspy do Whangarei.
Post jest częścią relacji Nowa Zelandia 2018.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)