Spice tour czyli wizyta na plantacji przypraw jest popularną wycieczką oferowaną w Stone Town. Sam Zanzibar często nazywany jest Spice Island, a przyprawy stanowią ważny towar eksportowy Tanzanii. Wycieczkę rezerwujemy w pakiecie z wyprawą na Prison Island ($25) bezpośrednio w naszym hostelu w Stone Town. O umówionej porze meldujemy się w recepcji. Kierownik odprowadza nas kilkaset metrów dalej w miasto i każe czekać pod jakąś budką. Czekamy więc. W międzyczasie zaczyna padać. Czekamy. I czekamy. I czekamy. Ludzie przechodzą, auta przejeżdżają. Czekamy. Afrykańskie pole, pole. Tutaj mają czas, nikomu się nie spieszy. Busik zjawia się z godzinnym opóźnieniem. Wsiadamy i po jakichś dwudziestu minutach jesteśmy na miejscu.
Oprócz nas grupa turystów liczy jeszcze pięć osób, towarzyszy nam główny opiekun – narrator oraz kilku chłopaków do pomocy. Wycieczka ma formę spaceru, w trakcie którego zatrzymujemy się przy poszczególnych okazach na oglądanie, macanie, a czasami kosztowanie. Póki co przestało padać, ale niebo ciągle ma jeszcze granatowy kolor.
Pierwszy jest kakaowiec. Więc to jednak prawda, że czekolada rośnie na drzewie :D
Trawa cytrynowa:
Cynamon – moja ulubiona przyprawa. Podobno nie wolno zdzierać kory dookoła całego drzewa, bo wtedy umiera…
Kardamon:
Goździki:
Oraz arnota właściwa, zwana tutaj lipstick fruit, ze względu na czerwoną maź, która jest używana jako barwnik.
Czasami trzeba się wspomóc profesjonalnymi narzędziami:
A czasami ktoś musi wleźć na palmę kokosową:
Chłopaki do pomocy obierają i porcjują owoce do spróbowania, a w międzyczasie plotą z roślin ozdoby: bransoletki, krawaty i okulary, za które biorą pod koniec wycieczki napiwek ;)
Tam, gdzie pieprz rośnie. Plantację pieprzu widzieliśmy też w miasteczku Kep w Kambodży.
Wycieczka jest dobrą okazją, żeby podejrzeć jak wygląda życie rolników poza miastem. Tutaj dwie urocze małe dziewczynki przejmują nasze bransoletki.
Na końcowym przystanku serwowany jest lunch w domu u lokalsa. Wszyscy siedzą w koło na podłodze, a na środku dywanu ląduje misa z ryżem i curry. Bardzo smaczne. Po wszystkim jest wreszcie pora na zakupy. Paczka przypraw z Zanzibaru jest doskonałym souvenirem.
W trakcie lunchu dowiadujemy się, że część grupy ma w agendzie wycieczki podróż na jakąś plażę niedaleko Stone Town. Podnosimy raban, że mają nas odwieźć z powrotem do miasta, bo my z kolei mamy Prison Island. Przewodnik drapie się po głowie, coś tam ustala przez telefon i ostatecznie wsadza nas do dala dala, którym dojeżdżamy do centrum. Prowizorka prawie jak przy wycieczkach organizowanych w Wietnamie :) Ale ostatecznie wszystko dobrze się kończy.
Post jest częścią relacji Tanzania 2017.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)