Mykines

4 lata temu

Bardzo się cieszyłam perspektywą wyprawy na Mykines, a to ze względu na liczne kolonie maskonurów, które razem z głuptakami i mewami szczególnie sobie tę zachodnią wyspę upodobały. Mieszańców tutaj niewiele, tutaj rządzą ptaszki :)

1841 0

Wyprawę na Mykines najlepiej zaplanować z dużym wyprzedzeniem. Na wyspę można dostać się tylko promem, który wypływa z miejscowości Sørvág. Koszt to 60 DKK (~37 PLN) od osoby. Pula dostępnych miejsc szybko się jednak wyprzedaje i wtedy pozostaje opcja tzw. extra trip. Dodatkowe kursy promu są uruchamiane tylko wtedy, jeśli zbierze się co najmniej 40 osób, ale cena niestety wtedy rośnie do 300 DKK (~184 PLN) od osoby. Dodatkowo, każda osoba wybierająca się wyspę musi uiścić opłatę w wysokości 250 DKK (~153 PLN). Wszystkie bilety i opłaty możecie załatwić na stronie mykines.fo. Trochę za długo zwlekaliśmy z decyzją, czekaliśmy na lepsze okno pogodowe i ostatecznie wylądowaliśmy na miejscu w gęstej mgle i za większe pieniądze, ale i tak było warto!

Sørvág, skąd wyrusza prom na Mykines, jest oddalone o jakieś 2 km od lotniska w Vágar. Na lotnisko przyjeżdżamy sobie dużo wcześniej autobusem z Tórshavn. Jak widać, tłumów to tutaj nie ma :).

IMG_8558.jpg
lotnisko w Vágar

Wypijamy kawkę i idziemy piechotą nad Jezioro Sørvágsvatn, gdzie znajduje się pomnik niksa. Niks to według starej nordyckiej legendy wodne stworzenie, które jest w stanie przybrać dowolną formę. Jeśli ulegniesz jego urokowi i dasz się zwabić, niks wciągnie Cię w odmęty wody i będziesz zgubiony. Jedyną szansą na ratunek jest wykrzyczenie imienia wodnej kreatury: niks! Według legendy niks najczęściej objawia się pod postacią konia, ale nie brakuje też przekazów o pięknych kobietach ;).

IMG_8560.jpg
The Nix

Czasu mamy sporo, więc bawię się w aparacie trybem długiego naświetlania. Przy takiej aurze to nawet szarych filtrów nie trzeba montować :).

DSC_0008.jpg
Jezioro Sørvágsvatn
DSC_0006.jpg
Niks
DSC_0013.jpg
Niks
DSC_0037.jpg
Niks

Po sesji z koniem udajemy się z buta do Sørvág, skąd odpływa prom na Mykines.

DSC_0040.jpg
Vágar

Mykines to najbardziej na zachód wysunięta wyspa Archipelagu Wysp Owczych. Ma 10 km² i zamieszkuje tutaj od 10 do 15 mieszkańców, około tysiąca owiec i niezliczone kolonie ptactwa wodnego :).

Po wyjściu na ląd pokazujemy dowód opłaty trekkingowej i ruszamy w trasę. Towarzyszy nam cała ekipa turystów z promu, więc co chwilę mija się tych samych ludzi. Trasa wiedzie do latarni Mykineshólm, całość pętli ma około 6 km. Idzie się stromizmami, po trawie, więc bardzo ważne jest odpowiednie obuwie. Dzisiaj jest bardzo mgliście, mży, czasami trochę mocniej pada, więc podłoże zmieniło w błotno-gównianą (owce!) ślizgawkę. W pewnym momencie słyszę, że ktoś za nami właśnie zaliczył glebę. To Hindus, który wybrał się w adidaskach na przechadzkę. Zamieniamy parę zdań, wymieniamy kilka uprzejmości, gościu nas mija i kiedy jeszcze jest w zasięgu wzroku – wydupia się kolejne trzy razy :). Jest też pani w sukienuni, kardiganie i trampeczkach, z dwójką małych dzieciaków pod opieką. Może w słoneczny dzień jakoś by to jeszcze uszło, ale dzisiaj to jest prawdziwy hardkor.

IMG_8639.jpg
Po przejściu trasy na Mykines :)

Dobra, a co z tymi maskonurami, są? Są! I to na wyciągnięcie ręki :). Strasznie się obawiałam, że ptaszki gdzieś się pochowają w swoich jamkach i będą wolały siedzieć w taką pogodę w domu. Pierwszą kolonię spotykamy już dość szybko na trasie. Jestem przeszczęśliwa :).

IMG_8588.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0225.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0217.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0202.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0195.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0127.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0113.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0111.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0091.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0089.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0081-2.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0408.jpg
maskonury, Mykines
DSC_0387.jpg
maskonury, Mykines

Maskonury są strasznie pocieszne i ogromną frajdę sprawia mi obserwowanie tych małych ptaszków. Łacińską nazwę Fratercula arctica tłumaczy się na braciszka arktycznego. Pomiędzy samcem i samicą brak wyraźnych różnic w wyglądzie zewnętrznym. Na wiki wyczytałam, że jest to jedyny gatunek ptaka wodnego, u którego zaobserwowano wykorzystanie narzędzi. Do czego, zapytacie? Do budowania gniazd? Do zdobywania pożywienia? Odpędzania wrogów? Nie. Do drapania się. Patykiem :).

Mgła ma dzisiaj chyba swoje popisowe apogeum, widać może na 2 metry do przodu. W dole klifów jest tam gdzieś ocean, ale teraz zupełnie niedostrzegalny. Wszystkie zdjęcia, które tutaj widzicie są mocno podkręcone w Lighroomie funkcją dehaze, co pozwoliło mi odzyskać trochę szczegółów z pierwszego planu. Ale tło wciąż pozostaje jedną szarą masą.

IMG_8582.jpg
Mykines
IMG_8581.jpg
Mykines
DSC_0359.jpg
Mykines

Jak na Wyspy Owcze przystało, owiec to tutaj też nie brakuje.

DSC_0132.jpg
Mykines
DSC_0052.jpg
Mykines
DSC_0433.jpg
Mykines

Trasa prowadzi przez most, skąd z kolei jest dobry widok na kolonie mew, które gniazdują w skalnych półkach.

IMG_8637.jpg
Mykines
IMG_8591.jpg
Mykines
DSC_0287.jpg
Mykines

Przejście całej pętli, z licznymi przystankami na robienie zdjęć, zajmuje nam jakieś trzy godziny. Docieramy do latarni, a potem droga prowadzi w dół, gdzie widoczność ciutek się poprawia.

IMG_8614.jpg
Mykines
IMG_8601.jpg
Mykines
IMG_8598.jpg
Mykines
IMG_8627.jpg
Mykines
IMG_8623.jpg
Mykines
DSC_0425.jpg
Mykines

Po dotarciu do wioski oczekujemy na prom powrotny w „knajpce”, podobnie jak wszyscy inni turyści. Ten lokal przypomina bardziej nasze schronisko i w sumie to trafiamy tutaj przypadkiem widząc, że inni promowi towarzysze wchodzą do środka. Na dole są długie stoły, u góry można sobie zamówić coś ciepłego do jedzenia (raczej barowy asortyment: hamburgery, frytki, hot dogi). Ceny nie odstają za bardzo od cen w stolicy, co jest miłym spostrzeżeniem zważywszy na to, że jako jedyny tego typu przybytek w okolicy, mogliby narzucić wysoką marżę. Wcinamy po parówie w towarzystwie gorącej herbatki i zaraz się robi milej :).

IMG_8641.jpg

Po powrocie promem do Sørvág mamy w perspektywie 2 km z buta do lotniska, oczekiwanie na autobus powrotny do Tórshavn i kolejne kilometry z buta do naszego mieszkania. Nie jest to zbyt fajny plan na wieczor, kiedy człowiek jest zmęczony, podkmoknięty i uciorany. Uknuliśmy więc szczwany plan poproszenia jakiejś zmotoryzowanej pary spośród pasażerów promu o podrzucenie nas do miasta. Udało się idealnie, tym razem młodzi Duńczycy odstawili nas prawie pod same drzwi.

Piękna to była wyprawa. Dla mnie wszystkie miejsca, w których można obserwować dzikie zwierzęta w naturalnym środowisku mają +100 punktów do zajebistości. Jutro wybieramy się na wyspę Kalsoy.

Post jest częścią relacji Wyspy Owcze 2019.

PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)