Z Taupo do Hastings jedziemy okrężną drogą: na południowy zachód w kierunku Parku Tongariro, a potem drogą 49 na wschód. A takie widoki można podziwiać w trasie:
Po drodze mijamy miasteczko Ohakune. I cóż my tutaj mamy? Ano największy model marchewki na świecie. Uwielbiam takie miejsca :)
Replika powstała w latach 80. na potrzeby reklamówki telewizyjnej. Po nakręceniu spotu, gigantyczne warzywo zostało przekazana miastu w uznaniu zasług za istotny wkład w zasilaniu nowozelandzkiego marchwiowego rynku :) Niedaleko pomnika znajduje się plac zabaw z innymi warzywkami, nieco mniej okazałymi, ale ciągle robią wrażenie.
W Nowej Zelandii oprócz owiec, które są wszędzie, można też co jakiś czas dostrzec alpaki! Mam słabość do tych puchatych, uśmiechniętych kopytkowych zwierzątek. Mój plan B na życie zakłada własną hodowlę, ale póki co, jaram się tymi, które dostrzegę u innych za płotem :) Gdzieś na drodze do Hastings udało mi się znaleźć takie miejsce. Alpaki wydają się być arcyciekawskimi stworzeniami: po paru minutach mojej ekscytacji przy ogrodzeniu, wszystkie sztuki obecne na polu podeszły pogapić się też na mnie :)
Po drugiej stronie ulicy znajduje się pastwisko. Krowy i owce też postanowiły przyjrzeć mi się bliżej :D
Do Hastings docieramy po południu. Mam dzisiaj ochotę na dobry nowozelandzki obiadek w postaci świeżej ryby lub owoców morza. Niestety nie udaje nam się znaleźć żadnej sensownej jadłodajni i lądujemy na all you can eat u Chińczyka, na samych specjałach prosto z gorącego tłuszczu. Bleh, niedobrze mi na samo wspomnienie :)
Hastings położone jest w Hawke’s Bay, rejonie Nowej Zelandii, który słynie z produkcji najlepszych win. Łagodny klimat sprzyja też uprawie owoców, więc dominuje tutaj krajobraz z przewagą sadów i ciągnących się po horyzont pól, na których kiwi uprawiają winorośl. Jutro będziemy w Napier, drugim największym mieście w tej okolicy, gdzie mamy zaplanowany wine tour. Kosztowanie lokalnych win to zdecydowanie najprzyjemniejszy sposób na zapoznanie się z okolicą :)
W okolicach Hastings popularnym celem wycieczek są: półwysep Cape Kidnappers (największa lądowa kolonia głuptaków australijskich) oraz wzgórze Te Mata Peak. Nie mamy niestety czasu na obie te atrakcje, decydujemy się na drugą opcję i podziwianie okolicy z wysokości 399 m. n.p.m.
Droga na szczyt trwa około dwóch godzin. Dla leniuszków istnieje możliwość wjechania prosto na górę samochodem – jak na naszą Równicę :) Szlak bywa momentami dość stromy i serce bije mi parę razy trochę szybciej, ale widoki są obłędne: fifty shades of green. I nie ma tłoku: minęliśmy parę spacerowiczów na początkowym odcinku trasy, ale większość drogi pokonywaliśmy w samotności, co dodatkowo potęguje wrażenie przestrzeni.
Pogoda zaczyna się psuć: w trakcie wspinaczki na szczyt mocno wieje, niebo jest zachmurzone, a wieczorem niestety już pada. Nocujemy dzisiaj na Te Awanga Camping za 12,50 NZD (~31,30 PLN) od osoby. Mamy do dyspozycji kuchnię w zadaszonym pomieszczeniu i gorący prysznic. I pierwszy raz, odkąd nocujemy w Nowej Zelandii, w nocy jest ciepło – to ten łagodny klimat Hawke’s Bay :) Jutro jedziemy do Napier i czeka nas zdecydowanie mniej chodzenia, a więcej picia :)
Post jest częścią relacji Nowa Zelandia 2018.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)