Czwarty dzień pobytu w Nowej Zelandii jest pod znakiem gorących źródeł: najpierw Waimangu Volcanic Valley, następnie Wai-O-Tapu, a na koniec dnia wizyta w SPA, gdzie przyjemnego gorąca można wreszcie doświadczyć na własnej skórze :)
Wygrzebujemy się z naszego auta przed 7, żeby w spokoju przyrządzić sobie na śniadanie smażony boczek. To są właśnie takie małe smaczki z podróży, które z przyjemnością wspominam jeszcze długo po powrocie do domu :)
Jezioro, które wczoraj trudno było dostrzec w ciemnościach, prezentuje się teraz w całej krasie, spowite przez poranne mgły. Słońce akurat wschodzi. Śniadanie w takich okolicznościach nastraja mnie od razu mega pozytywnie na cały dzień.



Kończymy konsumpcję, pakujemy sprzęt i ruszamy w stronę parku. Po drodze takie widoki:


Wspominałam już w jednym z wcześniejszych postów, że zieleń w Nowej Zelandii ma wyjątkowo nasycony, wręcz nierealny kolor :) Nie mogę się napatrzeć…



Bilety wstępu do Waimangu Volcanic Valley kupiliśmy jeszcze w Polsce za pośrednictwem bookme.nz w dealu 2 za 1. Wejście mamy na 9 rano, co ma same zalety. Po pierwsze jest praktycznie pusto: bardzo mało zwiedzających, może z 10 ludzi minęliśmy w sumie w trakcie około dwugodzinnego trekkingu. Po drugie: rano jest sporo rosy, dużo mgieł, co w połączeniu ze światłem przesączającym się przez korony drzew, tworzy niesamowity, bajkowy klimat. Przepięknie.








Dolina Waimangu jest miejscem unikalnym na skalę światową. Jest to najmłodszy geotermalny ekosystem i jedyny, którego powstanie ludzie mogli zaobserwować i zanotować w annałach historii :) 10 czerwca 1886 nastąpiła erupcja wulkanu Tarawera, w wyniku którego góra rozpadła się na dwie części. Krajobraz całkowicie się zmienił: jezioro Rotomahana powiększyło swoją powierzchnię 20 razy, a w miejscu kraterów pojawiły się gorące źródła.
W 1900 roku świat oglądał eksplozję największego gejzeru na świecie. Strumień miał powulkaniczny czarny kolor, czarna woda to po maorysku waimangu – stąd nazwa doliny. Na skutek wydarzeń z końca XIX w. życie straciło 120 ludzi mieszkających w okolicy jeziora, a fauna i flora została całkowicie unicestwiona w promieniu 6 km od epicentrum wybuchu. To dało początek narodzinom nowego ekosystemu. Wszystko, co tutaj dzisiaj widzimy, odrodziło się w przeciągu ostatnich 120 lat, a dolina jest obecnie domem dla wielu endemicznych gatunków roślin, zwierząt i bakterii przystosowanych do przetrwania w ultra wysokich temperaturach. Spacer wśród gigantycznych paproci z wszechobecną parą z gorących źródeł robi fenomenalne wrażenie. Wszystko tutaj aż buzuje od podziemnej energii. W Waimangu Volcanic Valley znajduje się jedno z największych powierzchniowo gorących źródeł na świecie, nazwane uroczo Frying Pan Lake.






Jezioro Rotomahana jest najmłodszym i największym naturalnie utworzonym zbiornikiem wodnym w Nowej Zelandii. Dla chętnych, za dodatkową opłatą, istnieje możliwość odbycia krótkiego rejsu po wodach jeziora.



My podziwiamy dzisiaj taflę jeziora tylko z brzegu. Po przyjemnym trekkingu pakujemy się do samochodu i ruszamy do Wai-O-Tapu.
Post jest częścią relacji Nowa Zelandia 2018.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)