Wielki Kanion Kolorado w stanie Arizona to ogromna dziura w ziemi o długości 446 km, maksymalnej szerokości 29 km i głębokości do 1600 m. Jest to największy przełom rzeki na świecie i jeden z bardziej znanych amerykańskich „dziwów geologicznych”.
Na teren Parku Narodowego docieramy już po zmroku. Mamy wykupioną miejscówkę na campingu ($36 za dwie noce), przy wjeździe kupujemy też Annual Pass ($80) umożliwiający wjazd na teren każdego Parku Narodowego w USA przez rok czasu. Jest to bardzo dobra opcja, jeśli planujecie odwiedzić więcej niż dwie tego typu atrakcje.
Parę słów o nocowaniu na terenie Parków Narodowych. Miejsce namiotowe kosztuje od dwudziestu dolarów. Braliśmy zawsze wersję ekonomiczną (bez prądu i innych udogodnień). Przy wjeździe dostajemy mapkę z dojazdem na miejsce, które składa się z miejsca na samochód, namiot i ławeczek z paleniskiem. Jeśli przyjedziemy w środku nocy, nasze nazwisko będzie na jakiejś liście przypiętej do budki strażnika. Na terenie parków nie ma sztucznego oświetlenia, więc latarki czołówki są absolutnie niezbędne. Sanitariaty są, powiedziałabym, w standardzie harcerskim :) Drewniane budyneczki, pająki, brak ciepłej wody, mydła, tego typu klimaty. Prysznic spotkaliśmy tylko na Mather Campground w Wielkim Kanionie. I w nocy jest baaardzo zimno :)

Dzisiaj śpimy pierwszy raz w naszym świeżo zakupionym wallmartowym namiociku. Nie zdążyliśmy się jeszcze przebrać w cieplejsze ciuchy, więc po wyjściu z auta chłód od razu daje się we znaki. Noc mija mi na wycieraniu glutów i szczękaniu zębami. Jest okropnie zimno!
Rano przygotowujemy prowiant w postaci peanut butter and jelly sandwiches i ruszamy w drogę. Auto zostawiamy przy namiocie (dzisiaj będziemy tu jeszcze nocować) i przesiadamy się na darmowego shuttle busa. Autobusy tego typu znajdują się we wszystkich większych Parkach: są bezpłatne, ekologiczne i zatrzymają się przy wszystkich kluczowych punktach. Przy wjeździe na teren Parku dostajemy zawsze gazetkę z mapką i propozycjami spędzenia czasu na miejscu: w zależności od czasu i kondycji jakie mamy do dyspozycji.
Wybieramy szlak Bright Angel Trail i zaczynamy spacer w dół. Eksplorowanie kanionu to jak chodzenie po górach, tyle że na odwrót: najpierw schodzimy w dół, pod koniec dnia na górę :) Zejście na dno i wejście w tym samym dniu jest delikatnie mówiąc „niezalecane”, mnóstwo tablic ostrzegających przed odwodnieniem, ogromnym wysiłkiem fizycznym i że może się to dla nas skończyć tragicznie. Ale osoby z dobrą kondycją spokojnie dają radę zrobić to w ciągu jednego dnia.

Droga w dół nie obfituje w jakieś spektakularnie szybko zmieniające się krajobrazy, głównie widać „ścianę” :) Ja natomiast delektuję się upałem, bo wspomnienia nocnej zmarzliny wciąż są dość żywe..

Po drodze znajdują się punkty odpoczynku z toaletami i zbiornikami wody (nie trzeba targać wszystkiego na plecach). Zamierzaliśmy dotrzeć do Plateau Point, ale decydujemy się zawrócić trochę wcześniej z uwagi na trudność w oszacowaniu drogi pod górę i zbliżający się zachód słońca. Ostatecznie wędrówka pod górę poszła nam dość sprawnie, więc trochę było szkoda.
Po wygramoleniu się z dziury wybraliśmy się podziwiać zachód słońca z punktu widokowego. Po drodze trafił się jeszcze zwirz..
Punkty obserwacyjne podczas zachodu słońca są pełne ludzi. Przechadzaliśmy się niespiesznie robiąc zdjęcia, kiedy nagle padło: Cześć Przemek! Szansa jedna na milion: wpadliśmy na koleżankę Przemka z liceum, akurat zwiedzali Stany. Wymieniliśmy się spostrzeżeniami i radami, oni przemierzali kraj z zachodu na wschód, my w przeciwnym kierunku. Kto by pomyślał :)


Po nieprzyjemnych doświadczeniach poprzedniej nocy decyduję się nocować w samochodzie. Jest ciutek cieplej :)
Na drugi dzień zwijamy obozowisko i robimy sobie jeszcze rundkę samochodem wzdłuż punktów widokowych.



Relacja w ramach opisu podróży USA Trip 2014.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)