Do Santa Monica udaje nam się zdążyć tuż przed zachodem słońca. Na plaży rozlokowane są stanowiska ratowników, jak w Słonecznym Patrolu :)
Przy molo usytuowany jest park rozrywki Pacific Park z diabelskim młynem.
Są budki z jedzeniem, większe restauracje, automaty do gry i wszelkiego rodzaju inne dziwne rozrywki. Jedna pani, która ulokowała się ze swoim stolikiem na molo, odtwarza bez przerwy z taśmy pytanie: Wanna psychic reading? co w zestawieniu ze śmiesznym piskliwym głosem daje dość komiczną mieszankę :P Wróżenia nie chciałam, ale skusiłam się na hot doga, który był absolutnie najgorszym hot dogiem zjedzonym ever. Miał w sobie dokładnie nic, a kosztował więcej niż parówa z bułką w IKEI :)
Działa tutaj również jedna z restauracji Bubba&Gump, serwującej krewetki i owoce morza w przeróżnej formie. Tematem przewodnim jest oczywiście motyw filmu Forrest Gump. Specjałów spróbujemy dopiero w San Francisco, ale tutaj zaopatrujemy się w koszulki. Nie były tanie, ale z perspektywy czasu mogę polecić jako wyrób bardzo dobrej jakości – po dwóch latach idealnie trzymają kształt: nic się nie porozciągało, nie zmechaciło, jak wyprawne w Perwollu :)
Na molo w Santa Monica symbolicznie kończy swój bieg Droga Matka, Route 66.
Nie mamy dzisiaj żadnej hotelowej rezerwacji, decydujemy się na nocleg w samochodzie – oczywiście przed Walmartem :)
Relacja w ramach opisu podróży USA Trip 2014.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)