Magiczna Dolina Śmierci

8 lat temu
1579 0

Dolina Śmierci położona w południowej części stanu Kalifornia to najgorętsze miejsce na Ziemi. W 1913 roku odnotowano tutaj rekord temperatury powietrza wynoszący 56,7 °C. Na teren Parku Narodowego dojeżdżamy późnym popołudniem.

Brama Doliny Śmierci
Brama Doliny Śmierci
Brama Doliny Śmierci
Brama Doliny Śmierci

Po wyjściu z klimatyzowanego samochodu gorące powietrze dosłownie zapiera dech, jakby się wlazło do nagrzanego piekarnika :)

dsc_7911

Zaczynamy od wizyty na wydmach Mesquite Sand Dunes. Piękne żółte formy na tle granatowego nieba. Wieje. Muszę przytrzymywać swojego kapelutka. Gorący piach wiruje w powietrzu. Kilkanaście minut na zrobienie zdjęć i marzę, żeby z powrotem wrócić do chłodnego wnętrza naszego srebrnego smoka.

Na dzisiaj nie mamy zarezerwowanego żadnego noclegu, ale planujemy przenocować na jednym z pól namiotowych. Przy dwóch wisi informacja, że są nieczynne. „Nieczynne pole namiotowe” – zabawne stwierdzenie :) Przy trzecim mamy więcej szczęścia. W automacie wykupujemy bilecik ($14) i przypinamy go klamerką do słupka przy miejscu, które sobie wybraliśmy. Plac jest pustawy – całe szczęście, bo trochę się obawiałam czy znajdzie się dla nas miejsce. Powoli zapada zmierzch, ale decydujemy się jeszcze na szybki wypad na dwa punkty widokowe: Dante’s View oraz Zabriskie Point.

Dante’s View położony na wysokości 1669 m daje wspaniały ogląd na Dolinę. Wjazd na szczyt jest trochę kręty, na drodze znajdują się tablice ostrzegające, żeby nie ładować się tam z długimi przyczepami.

Do Zabriskie Point dojeżdżamy w zasadzie już po zapadnięciu zmroku. Jedyne co można, to strzelić zdjęcie księżyca ;) Na górze jesteśmy mimowolnymi świadkami ewidentnej kłótni czeskiej pary. Brzmi trochę śmiesznie :P

Zabriskie Point
Zabriskie Point
Zabriskie Point
Zabriskie Point

Wracamy do słupka z naszym bilecikiem i rozbijamy namiot. A przynajmniej próbujemy. Podłoże jest lekko kamieniste i śledzie nie bardzo mają ochotę się wbić głębiej. Wiatr w dalszym ciągu wieje, a z płachty namiotu robi się żagiel :) Staje na tym, że wkładamy do środka kamienie, co by nam ta nasza noclegownia nie odfrunęła. W toalecie niesamowity luksus: podgrzewane deski sedesowe i gorąca woda! Pierwszy raz :)

Noc w Dolinie Śmierci. Magiczne przeżycie. Jedno z moich „wow doświadczeń”. Panuje ciemność doskonała. Ciężko dostrzec koniec własnego kciuka ;) I gwiazdy. Gwiazdy wszędzie dookoła. Leżymy w namiocie ze ściągniętym tropikiem, żeby podziwiać niebo. Fantastycznie.

Death Valley
Death Valley
Death Valley
Death Valley

Na drugi dzień wstajemy wcześnie, żeby obejrzeć wschód słońca z Zabriskie Point. Punkt jest słynny z powodu ciekawych erozyjnych form skalnych. Wyglądają, jakby były przyprószone kakao :) Filozof Michel Foucault określił swe przeżycia związane z zażyciem LSD w tym miejscu w 1975 roku „największym doświadczeniem swojego życia”. Miejsce to zostało również pokazane w filmie Zabriskie Point Michelangela Antonioniego.

A tutaj timelapse:

Po nasyceniu się widokiem kierujemy się do Golden Canyon, w którym z kolei skały mają piękny złoty odcień. Wyglądają jak kokosanki, ja mam dzisiaj słodko-ciastkowe skojarzenia :)

Kolejny punkt to Artist’s Drive, gdzie można podziwiać różnobarwne skały. Kolory powstają na skutek różnych procesów chemicznych, głównie utleniania się metali. Wygląda to rzeczywiście tak, jakby ktoś wylał tam kilka kubełków kolorowej farby.

Artist's Drive, Death Valley
Artist’s Drive, Death Valley
Artist's Drive, Death Valley
Artist’s Drive, Death Valley

Devil’s Golf Course to kolejne ciekawe miejsce. Ogromny obszar pokryty kilkunastocentymetrowymi bryłami będącymi mieszaniną ziemi i soli. Solnisko ciągnie się po horyzont i robi ogromne wrażenie.

Na koniec dopada nas depresja: najniżej położony punkt w Ameryce Pn ;) Badwater Basin znajduje się 86 m poniżej poziomu morza. Jest tu niewielkie słone jezioro, od którego pochodzi nazwa: Badwater czyli niezdatne do picia.

W wielu punktach znajdują się tablice ostrzegające przed upałem. Optymalny czas na zwiedzanie Doliny to późne popołudnie i godziny poranne. Ciężko mi to sobie wyobrazić, ale na tych terenach odbywa się ultramaraton, którego uczestnicy pokonują odległość 217 km. I to w takiej temperaturze!

To krótki zapis naszej porannej samochodowej trasy po Dolinie:

Z racji braku czasu odpuszczamy Racetrack Playa. Jest to teren oddalony trochę od głównych atrakcji Doliny, a słynący z tajemniczych ruchów kamieni: od małych kamyczków po wielkie głazy. Suną one po terenie zostawiając za sobą wyraźne ślady. Naukowcy trochę się głowili nad wyjaśnieniem tego fenomenu. Kosmici, wiadomo ;) Ostatecznie chyba stanęło na teorii z cienką warstewką lodu, która się tworzy w nocy i dzięki której wiatr może z taką swobodą przesuwać kamulce.

My pakujemy się do samochodu i ruszamy do Las Vegas. O 17 oddajemy samochód, a wieczorem mamy lot powrotny do Nowego Jorku, a stamtąd do Warszawy. To koniec naszej przygody z Ameryką. Pięknie było, łezka się w oku kręci, ale pewnie tu kiedyś wrócimy :)

Relacja w ramach opisu podróży USA Trip 2014.

PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)