Około 3 km od miasteczka Sa Pa znajduje się wioska Cát Cát. Udajemy się tam pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe. Pogoda wymarzona. Mam na sobie długie nogawki w obawie przed zimnem (w końcu jesteśmy w górach), ale dzisiaj jest bardzo ciepło.
Podczas spaceru można już napawać się pierwszymi widokami na ryżowe tarasy.


Nad głowami zauważam wielkie pajęczyny i takich milusich koleżków:
Te wielkie pająki są tutaj dość częstym widokiem :)
Sama wioska pełni rolę skansenu, w którym można zobaczyć, jak wygląda codzienne życie lokalnej społeczności: wejść do chatek, przyjrzeć się w jaki sposób farbowane są tkaniny, podejrzeć dziewczyny przy pracy.




Po drodze biegają świnki i lokalny inwentarz. A czasami odpoczywają :)

Można zakupić wyroby rękodzielnicze:

a także skosztować lokalnych specjałów:

W wiosce znajduje się także stara elektrownia wodna, wybudowana jeszcze przez Francuzów.



Przy strumieniu bawią się dzieci: kąpią, biegają, wygłupiają. My przysiadamy na chwilę przy okazałym wodospadzie.

I wracamy niespiesznym tempem z powrotem do Sapy.

Post jest częścią relacji Azja 2016.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)