Lasy namorzynowe, inaczej mangrowia, to formacja roślinna występująca wzdłuż wybrzeży morskich i przy ujściach rzek. Wczoraj, kiedy zastanawialiśmy się jak spożytkować dzisiejszy poranek, namówili nas na Mangrove River Tour. Powiedziano nam, że z łódki można będzie poobserwować małpy i węże zwisające z konarów. Na hasło wildlife zawsze mi się oczy zapalają, więc klamka zapadła.
Wyruszamy wcześnie rano, znowu jesteśmy sami w łódce. Nowy kapitan zostaje od razu ochrzczony Ronaldinho. Bo wygląda jak Ronaldinho :)
Rejs jest dość ciekawy, wpływamy w wąskie odnogi rzeki. Kierownik wycieczki musi przestawić się na tryb ręcznego wiosłowania. Po obu brzegach rzeki widać namorzyny wystające ponad powierzchnię wody. Pada. Na tyle mocno, że z obawy przed uszkodzeniem sprzętu muszę schować aparat do wodoodpornej torby. Szukam tych małp po konarach, ale na końcu słyszymy: sori, its rejning, noł mankis, noł snejks tudej. Co robić, taki mamy klimat :)
W drugiej części wycieczki podpływamy na wyspę. Maszerujemy przez chwilę w jej głąb, żeby zobaczyć wodospad Bigaho Falls. Moje spalone plecy wciąż dają o sobie znać, więc kąpiel w orzeźwiającej wodzie jest zawsze mile widziana. Bardzo zawzięcie próbuję podpłynąć pod wodospad, ale przegrywam walkę z prądem morskim :) W trakcie moich walk pękają mi paski w sandałach. Dzieje się to już chyba 3 raz na tej wyprawie, za każdym razem ratowałam je dubajskim super glue. Teraz zniszczenia są na tyle poważne, że powrót w nich do łódki staje się praktycznie niemożliwy :) Na szczęście Ronaldinho podaje mi pomocną dłoń, a w zasadzie pomocnego japonka :P Oddaje swoje klapki, a sam wraca na boso. Bardzo miło :)
Post jest częścią relacji z wyprawy na południową półkulę.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)