Tórshavn przywitało nas przepiękną słoneczną pogodą: niebieskie niebo, lekki wiaterek i brak deszczowych chmur. Taka aura zdarza się na Wyspach Owczych, ale zwykle nie trwa zbyt długo. Miejscowi mawiają, że jak nie podoba Ci się pogoda, to poczekaj pięć minut :).
Stolica archipelagu położona jest na wyspie Streymoy. Miasto jest bardzo kameralne. W centralnej części znajduje się port z małymi łódeczkami i jachcikami, a także przystań skąd kursują promy na pobliskie wyspy. Zatrzymują się tutaj także na parę godzin wielgachne promy-giganty w drodze na Islandię.



Nad portem góruje Fort Skansin – warownia wybudowana w XVI w. w celach obronnych.




W historycznym centrum miasta, znajdują się tradycyjne farerskie domy z dachami pokrytymi trawą. W budyneczkach tych rezyduje tutejszy rząd i muszę przyznać, że wygląda to przecudnie.







Nowo budowane domy często również mają wykańczane dachy tradycyjnym, trawiastym sposobem. A poniżej uroczy miniaturowy domek Pana Skrzata, który przyuważyłam przy jednym z ogródków.


Na terenie Tórshavn kursuje bezpłatna komunikacja miejska (czerwone autobusy), niestety rozkład na wszystkich przystankach wygląda tak:

Nie sposób się dowiedzieć którą trasą podąża dany numer i o której godzinie następuje odjazd z przystanku. Udało nam się dorwać rozkład jazdy w informacji turystycznej i… kurcze, była to najbardziej nieczytelna rozpiska, jaką w swoim życiu widziałam :). A wydawać by się mogło, że wystarczy napisać dużym fontem numer linii, pod spodem godzinę i minutę odjazdu. Otóż nie. Nie zrobiłam niestety foty, ale uwierzcie na słowo, że kminiliśmy nad tym parę dłuższych chwil :).
Na Wyspach Owczych spędziliśmy w sumie 7 dni. Zdecydowaliśmy się na „stacjonarny” model zwiedzania: nocujemy w Tórshavn, a codziennie rano dalekobieżnym autobusem udajemy się w inny zakątek archipelagu. Jest to podyktowane oczywiście oszczędnościami: wynajem auta na miejscu to arcydroga impreza. Udało nam się znaleźć bardzo korzystną miejscówkę przez Airbnb: pokój w domku oddalonym o jakiś kilometr od centrum miasta za 973 zł (lipiec 2019). Codziennie rano pylamy więc na autobus, którym przeważnie jedziemy do Klaksvík, drugiego największego miasta na Wyspach, a potem dalej, w zależności od planów. Droga jest długa, fotele wygodne, pora wczesna, więc nigdy nie udało mi się przetrwać całej podróży z podniesionymi powiekami :). Tygodniowy bilet autobusowy kosztuje 700 DKK (~406 PLN).
W trakcie naszego pobytu, w Tórshavn odbyła się w weekend wielka biletowana muzyczna impreza. Do miasta zjechali Farerzy z całego archipelagu, na ulice wyległy tłumy młodzieży. Po obserwacji tego zjawiska stwierdziłam, że nastolatki to są jednak wszędzie takie same, momentami miałam wrażenie, że biorę udział w Dniach Bytomia :). Część imprezowiczów nocowała na ławkach przy przystani promowej i dopiero następnego dnia rano, lekko skacowani, wracali do domu pierwszym autobusem.
Jak na stolicę przystało, w Tórshavn jest dużo restauracji, knajpek i imprezowni. Ponieważ spędzaliśmy tutaj każde popołudnie i wieczór (chociaż ciężko mówić o wieczorze, kiedy słońce zachodzi po 23), to i sporo miejsc odwiedziliśmy. Nie udało nam się niestety zjeść tradycyjnego farerskiego dania złożonego z baraniny, ziemniaków i zielonego groszku. Nie udało się głównie ze względu na tradycyjnie zaporową cenę takiej przyjemności :), ale za to pokosztowaliśmy pyszności w pomniejszych knajpkach.
Bardzo polecam Essabarr, gdzie ceny (jak na farerskie warunki) są w miarę przystępne. Serwują przepyszne Chilli Con Carne, którym kilka razy się ratowaliśmy. Ostatniego dnia zaszaleliśmy też z epickim zestawem śniadaniowym.



W Mikkeler można sobie zamówić piwerkową tackę degustacyjną. I mają Scrabble :). Nadmienię, że na Owczych piwka w sklepie ot tak kupić sobie nie można. Jest tylko kilka punktów na całym archipelagu, gdzie można zaopatrzyć się w alkohol „na wynos”.


W Etika serwują przepyszną zupę rybną, sushi i japońskie wino śliwkowe.



Odwiedziliśmy też bar Sirkus, ale cyrkowy burger nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia :). Tutaj z kolei zaczepił nas młody koleś. Zaczął od skomplementowania mojego kapelusza, potem gadka szmatka, skąd jesteście, na jak długo, itp. Od słowa do słowa i dowiedzieliśmy się kilku interesujących faktów z jego życia. Po pierwsze: ruchał wczoraj dwie laski, po drugie: bywa w Polsce regularnie. U dentysty. Yep, okazuje się, że sporo Farerów leczy zęby w naszym kraju. Kolo był bardzo bezpośredni w opowiadaniu o swoich miłosnych podbojach, a mówią, że Farerzy to skryty naród…
W Tórshavn znajduje się jedyne centrum handlowe na całym archipelagu. Wyspy Owcze są także jednym z niewielu państw w Europie, gdzie nie ma „restauracji” McDonald’s. Jeśli więc złapiecie „smaka na maka”, to zostaje tylko Burger King do ukojenia fastfoodowej tęsknoty :).
Post jest częścią relacji Wyspy Owcze 2019.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)