Las Vegas

8 lat temu
2196 0

Z lotniska JFK lecimy samolotem linii JetBlue do Las Vegas ($892 za dwa bilety w dwie strony). Na lotnisku niespodzianka: na tablicy świetlnej widać, że w Vegas pada, co się chyba zbyt często nie zdarza :)

Pada!
Pada!

Lot trwa pięć i pół godziny. Nie ma już takich luksusów jak na pokładzie Lufthansy, ale dwa razy serwowane są przekąski w postaci chipsów i precelków :) Chipsy są niebieskie, nawiązując zapewne do nazwy linii. Oglądanie filmów jest dodatkowo płatne, ale zabijam czas na kanałach informacyjnych. A tutaj króluje temat powodzi w Arizonie: obrazki zalanych dróg i potopionych samochodów. No ładnie…

Po przylocie na lotnisko odnajdujemy stanowisko shuttlebus’a, który ma nas podwieźć do wypożyczalni samochodów. Parę kilometrów dalej są wielkie piętrowe budynki, gdzie swoje siedziby mają wszystkie car rentals. My zmierzamy do National Car Rental. Rezerwację mieliśmy zrobioną wcześniej: $930 z pełnym ubezpieczeniem za auto klasy midsize suv. Formalności idą szybciutko i już po chwili znajdujemy się na wielkim parkingu celem wybrania naszego wymarzonego wozu na najbliższe trzy tygodnie. Nadmienię tutaj, że przed wyprawą przeczytaliśmy sporo relacji, w których ludzie opisywali jak to nie mogli się zdecydować, że taki wybór, tyle modeli, co jeden to ładniejszy itp itd. Rozglądamy się po parkingu… a tutaj lipka :) Pustki. Po chwili na parking podjechała jedna smutna Kia. Zależało nam na napędzie na cztery koła, no to ja do gościa czy to ma four wheel drive, a on że nie, a ja na to czy możemy poczekać, a on na to że nie mogą tego gwarantować w naszej klasie, ale jak chcemy to możemy poczekać, tylko nie wiadomo ile to potrwa, to ja na to, że mamy czas. To on, że proszę bardzo. To czekamy. W międzyczasie Kia odjechała z innym kierowcą, a my stoimy… Po jakichś 10 minutach podjechał kolejny samochód. Wielkie lśniące, srebrne GMC. Wyłania się z niego pan z którym przed chwilą debatowaliśmy.

Here, I got you free upgrade

A zatem za tą samą kasę dostajemy auto o klasę wyższą. Cool :)

Auto pachnie jeszcze nowością, a Przemek uczy się prowadzić automat. Wychodzimy na strasznych lamusów, bo w tym naszpikowanym elektroniką wozie dość długo zajmuje nam rozgryzienie jak przesunąć fotel. Ale w końcu się udaje, wyjeżdżamy z parkingu i powoli kierujemy się w stronę naszego hotelu. Dwie noce spędzamy w Hard Rock Hotel. Rezerwowany za pośrednictwem Travel Pony. Sama rezerwacja kosztowała nas $49, ale na miejscu coś sobie tam jeszcze doliczyli (m. in. opłata za korzystanie z internetu!).

W porównaniu do nowojorskiego hostelu, pokój w Vegas to prawdziwy luksus. Miękka wykładzina, ogromne łoża i wanna!

Hard Rock Hotel
Hard Rock Hotel

Ponieważ jest on trochę oddalony od centrum Miasta Grzechu, dzisiejszy wieczór spędzamy na eksplorowaniu atrakcji na miejscu. Jest kasyno, sklepy i mnóstwo lokali gastronomicznych. Wybieramy bar w „amerykańskim stylu” z czerwonymi kanapami i zamawiamy, oczywiście, burgery :) Pogoda dzisiaj jest mało upalna, a klimatyzacja chłodzi na cały regulator. Robi się dość chłodno i muszę się ratować gorącą kąpielą :)

Hard Rock Hotel
Hard Rock Hotel

Kolejny dzień zaczynamy od wizyty w Walmarcie, gdzie kupujemy namiot i dwie karimaty ($44), drobny sprzęt campingowy oraz zapasy wody i trochę jedzenia na najbliższe dni. Dzisiaj jest już upalnie. Zabieramy też Jacka, który przejedzie z nami całą podróż, ostatnie łyki będą na lotnisku w drodze powrotnej :) Jest początek września, ale sezon Halloweenowy już w pełni. Znalazłam bardzo dobre zastosowanie dla plastikowej dyni za dolara :)

Halloween!
Halloween!

Kostkarki do lodu są w USA bardzo popularne, chłodziliśmy sobie w ten sposób napoje w trakcie dalszej drogi.

Po południu udajemy się do centrum, na główny deptak. Panuje tutaj letnia, wesoła atmosfera. Ludzie spacerują z piwkami w ręku. Piękne, wystrojone kobiety, emeryci i janusze w laczach, do tego cała gama ludzi prezentujących swoje nietypowe umiejętności. Mix totalny :)

wróżka z Vegas
wróżka z Vegas

Co jakiś czas wchodzimy sobie zagrać do hotelowego kasyna. Czasami nawet wygrywamy :) W kasynach wolno palić, panuje przyjemna temperatura, nie ma zegarów i ogólnie wszystko jest podporządkowane temu, żeby jak najdłużej grać i zostawić jak najwięcej pieniędzy :)

Jedną z atrakcji Vegas są „tańczące fontanny” przed hotelem Bellagio, które „poruszają się” w rytm muzyki. Rok później będziemy obserwować podobny spektakl w Dubaju :)

fontanny przed hotelem Bellagio
fontanny przed hotelem Bellagio

Vegas opuszczamy następnego dnia na lekkim minusie ;) Kierujemy się na Route 66 i dalej w stronę Wielkiego Kanionu.

Więcej zdjęć z Vegas:

Relacja w ramach opisu podróży USA Trip 2014.

PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)