Po Górach Błękitnych kierujemy się w stronę Gór Śnieżnych z zamiarem zdobycia najwyższego szczytu Australii: Góry Kościuszki. Poruszamy się po terenie Nowej Południowej Walii i krajobrazy bardzo przypominają nam widoki znane z Norwegii. Jest bardzo zielono, dookoła rozległe pagórkowate polany, na których pasą się owce.
Tylko kangury nie pasują do tego norweskiego obrazka ;)
Do Parku Narodowego Góry Kościuszki docieramy trzeciego dnia rano. No jakby to powiedzieć: zimno i pada, zimno i pada, zimno i pada :) Jest bardzo słaba widoczność, pani w Visitors Center odradza zdobywanie szczytu w takich warunkach. Z przykrością musimy odpuścić – dzisiaj nie ma to sensu. Ale nie odmawiam sobie przyjemności ulepienia śnieżki na punkcie widokowym :)
Mount Kosciuszko mierzy 2228 m n.p.m, pierwszy raz została zdobyta przez polskiego podróżnika Pawła Strzeleckiego w 1840 roku. To on nadał jej nazwę upamiętniającą polskiego generała.
Wracamy do samochodu i kierujemy się w stronę wybrzeża. Po drodze zatrzymujemy się na krótki spacer po lesie, pierwszy z kilku rainforest walks, których doświadczymy w Australii :)
Wieczorem docieramy wreszcie nad wybrzeże, zatrzymujemy się przy zjeździe na plażę. Jest pusto, dookoła żywej duszy. Tak właśnie zapamiętam wybrzeże Australii: pusta przestrzeń, wiatr i ocean.
Post jest częścią relacji z wyprawy na południową półkulę.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)