Kanab, małe miasteczko w stanie Utah, położone w bliskości Parków: Zion, Bryce, Coral Pink Sand Dunes, szlaku Toadstools, kanionu szczelinowego Buckskin Gulch oraz The Wave. Spędzamy tutaj trzy i pół dnia z zamiarem odwiedzenia jak największej liczby atrakcji, miejsce zostało też wybrane z powodu loterii z nagrodami, ale o tym poniżej ;)
Dwa noclegi mamy zarezerwowane w motelu Travelodge. Placówka jest prowadzona przez miłą rodzinę Hindusów, na śniadanie można schrupać gofra (lubię to!), a w korytarzu stoi mikrofalówka, w której przyrządzamy sobie szybkie okołodolarowe dania kupione w pobliskim markecie. W pierwszy wieczór robimy też pranie w automacie na ćwierćdolarówki :)
Trzecią noc spędzamy na campingu Crazy Horse umiejscowionym parędziesiąt metrów dalej ($20) i jest to jedna z dwóch nocy pod namiotem, kiedy nie jest mi przeraźliwie zimno. Druga taka spotka nas na sam koniec wyprawy, w Dolinie Śmierci.
A tutaj zapis tego jak dniało w naszej trzeciej nocy w Kanab :)
Miasteczko jest nazywane Utah’s Little Hollywood, ponieważ powstało tutaj wiele scen westernowych i serialowych.
A wracając do loterii… Niedaleko stąd znajduje się kolejne cudo geologiczne: The Wave. Znowu piaskowiec, ale tym razem tworzy coś na kształt pomarańczowo-żółtych skalnych fal. Na zdjęciach wygląda to fenomenalnie. Teren jest (nie)stety chroniony i w ciągu dnia wstęp ma maksymalnie dwadzieścia osób. Dziesięć szczęśliwców jest wyłanianych przez losowanie online (trzeba się zgłosić parę miesięcy wcześniej podając dokładną datę), a dziesięć kolejnych w trakcie losowania w Visitors Center – właśnie w miejscowości Kanab. Przepustki są losowane zawsze na kolejny dzień. Obowiązkowo należy wysłuchać informacji o niebezpieczeństwie takiej wyprawy – do „fal” prowadzi kilkukilometrowy spacer po nieoznakowanym terenie. I do tego jest gorąco :)
You know, people die out there!
słyszymy pierwszego dnia ;) Na formularzu jest miejsce na wpisanie numerów rejestracyjnych samochodu oraz kontaktu do rodziny – żeby było wiadomo kogo powiadomić, jeśli nie wrócimy. No ale dla takich zdjęć… warto!
W trakcie losowania emocje sięgają zenitu, koncentruję wszystkie swoje myśli na tym jednym numerku, który pan ranger ma wyłowić z maszyny losującej. I… I się nie udało :P Na pocieszenie dostajemy za to namiary na szlak muchomorkowy, który okazuje się jednym z ciekawszych miejsc w Stanach :)
Relacja w ramach opisu podróży USA Trip 2014.
PS. Jeśli nie chcesz przegapić moich następnych wpisów, zasubskrybuj bloga, o tutaj. Każdy mój nowy artykuł trafi także do Twojej skrzynki. Nie spamuję :)